Wszystko działało, jak należy, a PIP nie orzeka, czy mobbing w zakładzie pracy miał miejsce, tak można podsumować wyniki kontroli w redakcji „Newsweeka”. Wciąż jednak nie wiadomo, czy nic się nie stało, czy tylko nie mów nikomu?
Interesujący komunikat zamieścił portal wp.pl. Brzmi on: „Kontrola Państwowej Inspekcji Pracy w redakcji „Newsweeka” wykazała, że jej pracownicy mogli skutecznie zgłaszać niepożądane zjawiska w redakcji, bo procedury antymobbingowe w firmie są prawidłowe. Kontrolerzy nie sprawdzali natomiast, czy Tomasz Lis dopuścił się mobbingu. Przyznaje to nowy redaktor naczelny Tomasz Sekielski, a Główna Inspektor Pracy Katarzyna Łażewska-Hrycko podkreśla, że „jedynym organem uprawnionym w Polsce do rozstrzygania, czy doszło do mobbingu, jest sąd””.
Książka Skarg i Zażaleń
Niby racja tylko, jak odnieść owe „skuteczne” zgłaszanie niepożądanych zjawisk do bezskuteczności zgłoszeń mobbingu? W artykule na temat sytuacji w „Newsweeku”, opublikowanym przez portal wp.pl, Szymon Jadczak podał, że od 2018 roku kilka skarg na zachowanie Tomasza Lisa trafiło do działu HR w Ringier Axel Springer Polska, żadna jednak nie odniosła skutku. Jedna z pracownic, której nie odpowiadało zachowanie Lisa, bezskutecznie prosiła o przeniesienie do innej redakcji w wydawnictwie. Ktoś tu chyba się pomylił. W efekcie doszło do sytuacji, jak w dowcipie – operacja się udała, tylko pacjent zmarł. Nawet jeśli Państwowa Inspekcja Pracy rzeczywiście uważa, że nie ma prawa oceniać, czy w Zakładzie Pracy doszło do mobbingu, to ma prawo się zainteresować działaniami podejmowanymi po takich zgłoszeniach. Inaczej wszystko przypomina pamiętną Książkę Skarg i Zażaleń – za PRL – zatłuszczony zeszyt przyczepiony sznurkiem do ściany w każdym sklepie PSS Społem, w którym klient mógł zapisać swoje uwagi, co zawsze było kompletnie bez sensu z uwagi na odrzucenie każdej skargi a dziś służy jako „humor z zeszytów”. W „Newsweeku” zaufania do PIPu nie mają nawet na poziomie owej Książki.
Ankieta
Jak się okazuje, aż 22 z 30 pracowników redakcji “Newsweeka” odmówiło wypełnienia anonimowych ankiet na temat zachowania Tomasza Lisa. Sześć osób nie zgłosiło zastrzeżeń, natomiast dwie przedstawiły swoje krytyczne uwagi. Czyli w sumie niewiele.
– Wydaje mi się, że znaczna część naszej redakcji po prostu chciała zostawić za sobą całe to zamieszanie i tę sprawę I stąd tak wiele osób nie skorzystało z możliwości wypełnienia tej ankiety – skomentował to następca Lisa na stanowisku redaktora naczelnego, Tomasz Sekielski, podkreślając, że ankieta była anonimowa. – Tutaj nie było obaw, że coś wypłynie. Najwyraźniej po prostu ciężkie przeżycia ostatnich tygodni sprawiły, że część osób uznała, że nie chce dalej tego tematu rozdrapywać i wypowiadać się w tej sprawie – dodał. Może jednak w ankiecie było coś, co sprawiło, że jej anonimowość można było łatwo ominąć. Trzydzieści osób to nie tak znowu wiele.
Chrześcijanin Tomasz Lis
Sprawa mobbingu pozostaje nierozstrzygnięta. Czyli jest po myśli Państwowej Inspekcji Pracy, która ewidentnie nie miała ochoty zajmować się sytuacją u niemieckiego wydawcy.
Dziennikarz Wirtualnej Polski, który sprawę opisał, Szymon Jadczak, podkreśla jednak, że wciąż nie są znane przyczyny nagłego rozstania z redakcją Tomasza Lisa.
I mało prawdopodobne jest, że je poznamy. Ringiem Axel Springer Polska to firma prywatna, chociaż działająca w specyficznej branży i nie ma obowiązku ujawniania komukolwiek przyczyn rozwiązania umów ze swoimi pracownikami. Tak jak nie ma obowiązku ujawniania wysokości ich wynagrodzeń czy ewentualnie wypłacanych im odpraw.
Sam Tomasz Lis, po wielokrotnym używaniu wobec przeciwników politycznych wulgarnego języka, przypomniał sobie, że jest „chrześcijaninem” i na Twitterze napisał: „Na wiele tygodni zamieniono moje życie i życie moich najbliższych w koszmar. Nie oszczędzono mi żadnego epitetu. Niczego. Nie oczekuję przeprosin ani nawet refleksji. Jako chrześcijanin mam tylko jedno wyjście- wybaczam. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiał zapomnieć”. Być może jeszcze się „odwinie”. A może nie.
Wojciech Orliński, dziennikarz „Gazety Wyborczej” na Facebooku stwierdził: „Od początku mówiłem, że inspekcja pracy nie może sprawdzić, czy był mobbing. Nie może np. przesłuchiwać świadków. Może tylko sprawdzić, czy wszystko się zgadza w papierach. Jedyną instytucją, która mogłaby sprawdzić, czy był mobbing, jest sąd – ale ten z kolei mógłby to zrobić wyłącznie z inicjatywy Tomasza Lisa, gdyby ten się odwołał od niesprawiedliwego zwolnienia. Z jakiegoś tajemniczego powodu nie zrobił tego. Ciekawe z jakiego?”. Sąd mógłby też to sprawdzić, gdyby Tomas Lis został oskarżony o mobbing przez pracownika, ale też z jakiegoś powodu nikt z takim pozwem przeciwko niemu nie wystąpił. A więc może po prostu poszło o taki tam „wewnątrzredakcyjny” język?