Tegoroczne lato było podróżniczym hitem. Część Polaków mogła sobie przypomnieć czasy młodości i wchodzenie do pociągi nad morze przez okna. Młodsze pokolenie – przeżyć emocje podróży w zatłoczonym do granic pociągu. Przy okazji PKP wyjaśniło, kto odpowiada za opóźnienia pociągów. Nigdy nie zgadniesz…
Gdzie te czasy, kiedy według godzin przyjazdów i odjazdów pociągów PKP można było regulować zegarki… „Rzeczpospolita” podała, że w czerwcu br. zaledwie 61,4 proc. pociągów PKP Intercity było punktualnych. W wakacje ten odsetek najprawdopodobniej jeszcze spadł.
Dziś pociągi PKP posiadają dwie cechy – notorycznie się spóźniają i na dłuższych trasach są dramatycznie przeładowane. Pasażer udający się w dłuższą podróż ma spore szanse spędzić ją w tłoku z innym pasażerem stojącym mu nad głową. O ile w ogóle wejdzie do pociągu.
Kupujesz – zostajesz
PKP Intercity od stosuje tzw. overbooking, czyli sprzedawanie więcej biletów niż dostępnych jest miejsc siedzących. W efekcie ludzie jadą stłoczeni jadą na korytarzach, choć za bilet płacą tyle samo, co ci, którzy załapali się na miejsca siedzące. Ci, którzy się zapałali, wykupiwszy miejscówki też mogą się zmieścić albo na swoim miejscu zastać innego pasażera i ryzykować awanturę, jeśli ten odmówi zwolnienia miejsca. Można wezwać na pomoc konduktora, o ile zdoła się przepchnąć. A nawet jeśli ktoś siedzi na opłaconym miejscu, to komfort podróży znacząco obniża mu łokieć innego pasażera nad głową, bo ten akurat musiał trzymać się jego siedzenia. Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że PKP informuje ludzi kupujących takie bilety, że będą stali. A zdarza się, że nowocześniejszy pasażer, kupujący bilet przez internet, nie otrzyma swojego biletu „z powodu awarii systemu”, więc może zostać na peronie.
Nie byle jaki pociąg
W ramach „kamieni milowych” rząd polski już zgodził się i na opłaty za przejazd drogami ekspresowymi, i na opłaty za posiadanie samochodów spalinowych przez Polaków, a finalnie – w ogóle na wyeliminowanie takich samochodów. W dodatku wcale nie ukrywa, że ma to na celu „przekierowanie” Polaków do transportu publicznego, głównie kolejowego. Problem w tym, że PKP nie jest na to gotowe. Widać to po sytuacjach z tegorocznych wakacji, kiedy mnóstwo Polaków wyruszając na wakacje, przesiadło się z samochodów do pociągów. W efekcie podróż w tłoku, pociągiem z popsutą klimatyzacją, spóźnionym o kilka godzin nikogo specjalnie nie szokowała. Gorzej, jeśli pomimo zakupionych biletów, w ogóle nie udało się wsiąść do pociągu.
Taka sytuacja miała miejsce w niedzielę, 21 sierpnia, a dotyczyła pociągu relacji Gdynia Główna – Zielona Góra, przez Bydgoszcz i Poznań. Na peronie w Gdańsku czekało mnóstwo ludzi. Pociąg trasę z Gdyni pokonał z siedmiominutowym opóźnieniem, a z Gdańska wyruszył już z opóźnieniem 33 minut. Dlaczego? Ponieważ pasażerowie nijak nie mogli się pomieścić. Na trasę przez pół Polski podstawiono pięć wagonów. Dla stłoczonych na peronie osób stanowczo za mało. Miejsc dla pasażerów zabrakło na korytarzach składu. W końcu konduktorzy odgwizdali odjazd pociągu, a część osób, posiadających bilety, została z nimi na peronie. Najprostsze rozwiązanie w postaci dołączenia do składu jeszcze jednego wagonu okazało się niewykonalne. PKP poinformowało, że dodatkowego wagonu nie mogło podczepić, bo go… nie było.
W zamian PKP zaoferowało Polakom wyjaśnienie, dlaczego pociągi się spóźniają. To wina… pasażerów. Po prostu – podróżuje ich zbyt wielu, więc wsiadają i wysiadają na stacjach dłużej niż przewoźnik ustalił. I tyle…Źródło: Najwyższy Czas