Pewien zwolennik europejskiego podejścia do gościnności, w myśl którego gospodarze dostosowują się do zwyczajów gości, przekonał się, że podróże kształcą. Nauczył się, że w innych regionach świata, będąc gościem, należy szanować miejscowe zwyczaje.
Wygląda na to, że bawiący na Bali Polacy uznali, że przeniosą na rajską wyspę unijne zasady dotyczące przyjmowania gości i sprowadzające się do tego, że gospodarze muszą się do przybyszy dostosować, żeby było miło. A tu – pech. „Unijne wartości” jeszcze do tego raju nie dotarły. A poszło o świętowanie…
Konkretnie o święto Nyepi, czyli księżycowy Nowy Rok. To najważniejsze święto na Bali, bardzo skrupulatnie przestrzegane. Tego dnia Balijczykom nie wolno pracować, podróżować, zapalać ognia ani bawić się. Balijczycy wierzą, że tylko takie świętowanie odstraszy złe duchy, zapewni spokój i harmonię na wyspie.
Wszystkie powyższe zakazy są skrupulatnie przestrzegane przez lokalów, którzy tego samego oczekują od turystów. Jeśli trafi się na Nyepi, trudno – turystę czeka dzień w hotelu. Nie wolno im, a na pewno nie powinni włóczyć się po plażach. Na zakupy czy posiłki w restauracjach nie mają co liczyć.
Para z Polski uznała snadź, że skoro przyjechała na Bali, to Balijczycy powinni się do niej dostosować i wybrała się na piknik nieopodal publicznej plaży. Została przyłapana na konsumpcji. Balijczycy, którzy napotkali Polaków, poprosili, aby dostosowali się do lokalnych zasad, zaniechali konsumpcji i wrócili do hotelu. Zamiast grzecznie przeprosić, Polak wdał się w awanturę z lokalami i oświadczył, że skoro nie wolno im być w tym miejscu, to lokalsów też nie powinno być. Kilka „gróźb” pod adresem miejscowych rzucił po polsku. Nie wiadomo, czy wśród lokalów znalazł się ktoś ze znajomością języka polskiego, dość, że awantura oparł się o policję i służby migracyjne. Te zaś zdecydowały o deportacji Polaków z rajskiej wyspy. Prawdopodobnie cała sprawa rozeszłaby się po kościach, gdyby nie awantura, jaką wywołał Polak. I w ten oto sposób zwolennik europejskiego podejścia do gościnności, w myśl którego gospodarze dostosowują się do zwyczajów gości, przekonał się, że podróże kształcą. Nauczył się, że w innych regionach świata, będąc gościem, należy szanować miejscowe zwyczaje.
PS
Skąd wiadomo, że przygoda na Bali spotkała „europejskich Polaków” a nie jakieś „pięćsetplusy”? Na pewno tego nie wiadomo, ale biorąc pod uwagę koszta takiej wycieczki, statystyczni Polacy raczej rzadko jeżdżą na Bali.
No i taborety zostały wyprostowane!
Wstyd dla Polski. Na szczęście podane zostały nazwiska tych osób.