Radosław Sikorski uznał, że ma sposób na prezydenta USA – wystarczy mu powiedzieć, że ma robić, czego Unia sobie życzy, a dostanie Pokojową Nagrodę Nobla. Z pewnością jej otrzymanie to największe marzenie Donalda Trumpa. Tak myśli facet, który chciał przyjmować do NATO Rosję.
Radosław Sikorski jest mistrzem kompromitacji. I po raz kolejny to udowodnił. Pół biedy, że kompromituje siebie, ale on kompromituje Polskę. Ostatnio w Monachium, gdzie przedstawił trzypunktową “instrukcję” przekonywania Donalda Trumpa w sprawie Ukrainy. Gdyby więc ktoś pytał Sikorskiego o zdanie (a nikt nie pyta), to nasz minister przypomniałby Trumpowi stanowisko Joe Bidena – jego najbardziej zaciekłego konkurenta politycznego. Po drugie “powiedziałby” Trumpowi, że “jeśli pozwoli zwasalizować Ukrainę Putinowi, to będzie to sygnał dla Chin, że może odzyskiwać to, co uważa za zbuntowaną prowincję. To miałoby bezpośrednie konsekwencje dla strategii USA i systemu sojuszy i – możliwe – dla przyszłości Tajwanu”. Z powyższego wynika, że Sikorski nie widzi szans na swoją rozmowę z prezydentem USA, ale też, że nie ma pojęcia, że sytuacja Tajwanu i Ukrainy jest jednak diametralnie różna. Na koniec Radek Sikorski zostawił argument, na który nie ma kontrargumentu – powiedziałby Trumpowi, że to “Europejczycy” przyznają Pokojową Nagrodę Nobla, i że “jeśli chce pan na nią zasłużyć, to pokój musi być sprawiedliwy”. Co prawda Nobla przyznaje Norweski Komitet Noblowski, ale zawsze można przyjąć, że skoro Norwegia leży w Europie, to faktycznie od “Europejczyków” zależy, kto Nobla dostanie.
I tylko jedna kwestia pozostaje nierozstrzygnięta – skąd Sikorskiemu przyszło w ogóle do głowy, że Donaldowi Trumpowi zależy na otrzymaniu nagrody, która od dawna nie jest już powodem do dumy, a od czasu nagrodzenia nią Baracka Obamy jest lewacką “fujarką” przyznawaną jak puchar w “Misiu” – na zachętę?
l5HU9KY5Nk5
G6xj2KfNSZ9