Na łamach „Dziennika Polskiego” Ryszard Terlecki, szef parlamentarnego klubu PiS, mówił o zmianach w europejskiej polityce, które mogą wyniknąć ze spotkania w Budapeszcie Morawieckiego, Orbana i Salviniego. Miało ono wywołać „prawdziwą panikę w brukselskich salonach liberalnej lewicy, ale także u naszej zaściankowej opozycji”.
– Strach lewicy europejskiej miesza się z paniką opozycji w Polsce. Jej relacje z Brukselą, gdzie nieustannie żebrze o poparcie, musiałyby ulec zasadniczej zmianie. O ile dziś liberalno-lewicowy nurt dominuje w Parlamencie Europejskim, to po powstaniu silnej frakcji prawicy moglibyśmy liczyć na radykalny zwrot ku rozsądkowi i solidarnej współpracy. Nie bez przyczyny Morawiecki i Orban mówią o renesansie Europy i przezwyciężeniu brukselskiej dekadencji – opowiadał Terlecki na łamach „Dziennika Polskiego”.
– Powstrzymanie lewackiej rewolucji, utrzymanie suwerenności państw narodowych i obrona cywilizacji opartej na chrześcijańskiej tradycji, zależy dziś od powstania w Europie i na świecie zjednoczonego frontu wolności i demokracji – dodał wicemarszałek Sejmu.
Terlecki przypomniał także, że w Budapeszcie podjęto decyzję o powołaniu „nowego ugrupowania, które ma szansę połączyć rozproszone dotąd siły prawicy i stać się trzecią, a może nawet drugą co do wielkości grupą polityczną w Parlamencie Europejskim”.
– Jest oczywiste, że taka zmiana układu sił, tym bardziej że w grudniu tego roku, czyli w połowie kadencji, wybrane zostaną nowe władze i obsady wielu unijnych instytucji i biur, może spowodować w Brukseli prawdziwe trzęsienie ziemi – zauważył Terlecki.