Wiosenna pogoda, informacje o relatywnie niewielkiej liczbie zachorowań powodują, że zaczynamy lekceważyć epidemię koronawirusa. Na dodatek coraz powszechniej wiadomo, że zamknięcie gospodarki i ograniczenie poruszania się ludzi ma także swoje wymierne skutki, także zdrowotne.
Niemniej jednak lekarze odradzają bagatelizowanie koronawirusa i uważają, że należy przestrzegać ograniczeń.
Uważają przede wszystkim koronawirus to choroba niezwykle podstępna. Od 25 do 50 proc. jej nosicieli nie ma żadnych dolegliwości. Co nie znaczy, że nie zarażają innych. Co więcej, chociaż powszechne jest przekonanie, że koronawirus nie jest groźny dla ludzi młodych i zdrowych, nie do końca odpowiada ono prawdzie. Choroba może u nich wywołać poważne komplikacje, związane z nadmierną reakcją ich układu odpornościowego na wirusa.
Najważniejszym jednak argumentem na rzecz podtrzymywania i zachowania obostrzeń jest to, że nie wiemy tak naprawdę, jak wysoka jest śmiertelność spowodowana koronawirusem. Według danych Johns Hopkins University z 11 maja, zainfekowanych zostało ponad 4,1 mln ludzi na całym świecie. Zmarło spośród nich 284 tys. Tyle tylko, że naukowcy podejrzewają obecnie, że wybuch epidemii nastąpił wcześniej, niż sądzono dotychczas. Jeśli tak, to jest bardzo prawdopodobne, że wczesne zgony z powodu Covid-19 nie zostały zaliczone „na konto” tej choroby. Z drugiej strony przyjecie takiego założenia, może także oznaczać, że wiele osób, które chorobę przeszło, nigdy nie zostało poddanych odpowiednim testom.
Pewne natomiast jest jedno: koronawirus jest znacząco bardziej śmiercionośny od grypy. By sięgnąć raz jeszcze do statystyk przedstawionych przez Johns Hopkins University. Między 1 października a 4 kwietnia 2020 r. w USA z powodu grypy zmarło 62 tys. osób, co daje 331 zgonów dziennie. Tymczasem koronawrus jedynie między 6 lutego a 30 kwietnia 2020 r. pochłonął 62 850 ofiar, co daje już 739 osób, które dziennie umierały z powodu tej choroby. Do 11 maja te statystyki w Stanach Zjednoczonych uległy pogorszeniu, zmarło bowiem aż 79 tys. Amerykanów, a więc więcej ludzi, niż poległo podczas kilkuletniej interwencji w Wietnamie.
Z tych wszystkich powodów lekarze są przekonani, że zniesienie wszystkich ograniczeń oznacza umożliwienie gwałtownego rozprzestrzeniania się choroby, nad którą moglibyśmy już nie zapanować.