Rano policja wkroczyła do domu Roberta Bąkiewicza, prezesa stowarzyszenia Roty Marszu Niepodległości. Dokładnie trzy dni po tym, jak pod ambasadą Niemiec przypomniał Schulzowi i Tuskowi skalę niemieckich zbrodni. Przypadek czy rozkaz z Berlina?
Wróciła „uśmiechnięta Polska”, wróciły zwyczaje z PERL – 4 września rano policja wkroczyła do domu Roberta Bąkiewicza, prezesa stowarzyszenia Roty Marszu Niepodległości, odwołanego jakiś czas temu z funkcji prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Policja szuka dokumentacji dotyczącej Marszu Niepodległości zorganizowanego w 2018 roku. Marsz Niepodległości od początku był solą w oku ekipy Tuska, która wprost dążyła do jego zakazania i delegalizacji organizacji biorących w nim udział. Sam Marsz był polem ćwiczebnym dla policji i służb, jak w 2013 roku, kiedy na polecenie obecnego ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza została spalona słynna budka pod ambasadą Rosji, a winą obciążeni uczestnicy Marszu. Dlaczego jednak policja szuka „dowodów” w domu Bąkiewicza zamiast w siedzibie Stowarzyszenia. Być może odpowiedzią są wydarzenia z 1 września tego roku.
Akcja
1 września 2024 zabrakło tradycyjnego ogłoszenia przez ambasadę Niemiec, że na znak żałoby i uznania swojej winy opuszcza flagę do połowy masztu, a ambasador Victor Elbling zamieścił wyjątkowo skandaliczny wpis. W tym samym dniuStowarzyszenie Roty Marszu Niepodległości pod ambasadą Niemiec w Warszawie 1 września zorganizowało manifestację, przypominając Niemcom, za co należą się Polsce reparacje. Uczestnicy manifestacji umieścili pod ambasadą „skrwawione” tabliczki, na których podali kilka faktów, lekceważonych dziś przez neo-rząd. Znalazły się na nich następujące informacje:
Matkom porwano 200 000 polskich dzieci.
Zginęło 6 000 000 polskich obywateli.
W samej Warszawie zamordowano 700 000 Polaków.
Zniszczenia w Warszawie wyniosły 380 miliardów złotych.
Niemcy zabili co piątego Polaka.
2 000 000 Polaków wywieziono na przymusowe roboty.
Podczas Rzezi Woli w ciągu 3 dni zamordowano 60 000 kobiet, dzieci i starców.
Niemcy zniszczyli 70% polskiego przemysłu.
Polska straciła powierzchnię równą terytorium Czech.
Skarby sztuki o wartości 516 000 dzieł zostały ukradzione.
W eksperymentach medycznych zginęło 10 000 Polaków.
100 000 przedstawicieli polskich elit zostało wymordowanych.
W 1950 roku co czwarty deputowany Bundestagu był nazistą.
W 1952 roku co trzeci pracownik MSZ RFN był dawnym członkiem NSDAP.
Hans Globke, współautor nazistowskich ustaw rasowych, po wojnie został szefem Urzędu Kanclerza w rządzie Konrada Adenauera.
Theodor Oberländer, oficer Abwehry, po wojnie został ministrem ds. wypędzonych w RFN. Heinz Reinefarth, oficer odpowiedzialny za masakrę na Woli, został po wojnie burmistrzem na wyspie Sylt.
Siemens wzbogacił się na niewolniczej pracy Polaków.
Bayer zarobił na produkcji śmiercionośnego gazu Cyklon B. BMW wzbogaciło się na pracy polskich niewolników.
Hugo Boss zbił majątek na pracy więźniów obozów koncentracyjnych.
Allianz zbił fortunę na ubezpieczeniach personelu obozów koncentracyjnych.
Lufthansa zyskała majątek latając dla niemieckich nazistów.
Dr Oetker obłowił się na produkcji dla niemieckiej maszyny wojennej.
Continental zbudował swoją potęgę na wyposażeniu Wehrmachtu w opony.
Volkswagen wzbogacił się na niewolniczej pracy Polaków, produkując broń dla Niemiec. Mercedes-Benz dorobił się na niewolniczej pracy Polaków.
Deutsche Bank zbił fortunę, finansując budowę obozów koncentracyjnych.
Garść faktów
Tego samego dnia ambasador Niemiec Victor Elbling pojawił się na Westerplatte, gdzie złożył wiązankę z paru badyli w barwach niemieckiej flagi (mniejszej już w chyba w całej Warszawie zamówić się nie dało) i zamieścił skandaliczny wpis na platformie X.
„85 lat temu, 1 września 1939 r., Niemcy rozpoczęły atak na Polskę, w tym na Westerplatte, a tym samym II wojnę światową. Upamiętniamy liczne ofiary tej wojny. Zachowajmy lekcje przeszłości dla przyszłych pokoleń. #nigdywięcej” – napisał.
Warto zapamiętać, bo ambasador wskazał na „liczne ofiary”. Zabitych gestapowców też upamiętnia? Kata Warszawy Franza Kutscherę też? W końcu gdyby nie ta wojna, to byłby ogrodnikiem jak jego ojciec lub majtkiem na okręcie (tam zaczynał służbę). A tak wybuchła wojna i – w oczach Niemców został jej „ofiarą” – w biały dzień kropnęli go „polscy bandyci”, a Niemcy po dokonaniu swojej zwyczajnej zemsty, pochowali go z najwyższymi honorami. Takich „ofiar” po niemieckiej stronie trochę się znalazło. Nie mówiąc o 6 Armii zamarzniętej pod Stalingradem, nad której ciężkimi obchodami Bożego Narodzenia tak litował się niemiecki Onet. Dla Niemców to przecież „ofiary” II wojny.
Reakcja
I chociaż media głównego nurtu protest przemilczały, zdjęcia z niego od kilku dni niosą się po Internecie. Fakty zestawione z rezygnacją Tuska z należnych Polsce reparacji i bezczelnością przedstawiciela Niemiec w Polsce, są uderzające. Czyżby więc z Berlina przyszło polecenie zrobienia porządku z Bąkiewiczem i uciszenia go? W końcu Tusk dostał od Niemiec nie tylko zielone światło ale wręcz rozkaz wprowadzenia w Polsce demokracji niedemokratycznymi metodami. I właśnie go realizuje.