Wielu ekspertów ma nadzieję, że wyższe temperatury, utrzymanie kwarantanny do końca kwietnia i wprowadzanie coraz większej ilości testów spowoduje znaczne spowolnienie rozprzestrzeniania koronawirusa i już w maju będziemy mogli wrócić do względnie normalnego funkcjonowania, chociaż z całą pewnością do lata trzeba będzie oswoić się z maseczką i jednorazowymi rękawiczkami przy wyjściu z domu.
Te statystyki zmieniają się z godziny na godzinę, ale już wiadomo – na całym świecie chorych na COVID-19 spowodowaną wirusem SARS-CoV-2 jest już ponad milion osób. W skali 6 miliardów mieszkańców ziemi to nie tak znowu dużo, ale zjadliwość koronawirusa powoduje, że nie można problemu pozostawić samemu sobie, ta liczba bardzo łatwo może bowiem wzrosnąć tak, że ludzkość sobie po prostu nie poradzi. A biorąc pod uwagę współczesne uprzemysłowienie i wzajemne powiązania gospodarcze pomiędzy poszczególnymi krajami, skutki mogłyby okazać się gorsze niż w przypadku „czarnej śmierci” w XIV w.
Dziś dziesiątki milionów ludzi pozostaje w domach, a światowa gospodarka zwolniła w stopniu, którego analitycy nie brali pod uwagę nawet w najczarniejszych przewidywaniach dotyczących kryzysu gospodarczego. Już wiadomo, że w skali całego świata upadnie tysiące przedsiębiorstw, a miliony ludzi zostanie bez pracy. To jednak problemy, przed którymi świat stanie za parę tygodni, może za parę miesięcy, kiedy już zacznie wracać do normalnego życia (chociaż zdaniem wielu ekspertów świat, jaki znaliśmy przed koronawirusem, już nigdy nie wróci). Na razie najważniejsza jest obecna walka, tym trudniejsza, że współczesna medycyna nie stała jeszcze przed tak trudnym wyzwaniem. Niemniej jednak po kilku tygodniach zmagań z SARS-CoV-2 można już wyciągnąć pewne wnioski. I nie są one złe.
Uratuje nas lato
Po pierwsze – istotnym czynnikiem dla rozprzestrzeniania się wirusa jest klimat i pogoda. Co prawda zdaniem części ekspertów jeszcze za wcześnie na orzekanie tego jako pewnika, ale naukowcy z Massachusetts Institute of Technology (MIT) uważają, że w społeczeństwach żyjących w cieplejszym klimacie koronawirus rozprzestrzenia się wolniej. Najwięcej zakażeń SARS-CoV-2 pojawiło się w regionach o temperaturze oscylującej pomiędzy 3 a 17 stopniami Celsjusza. Naukowcy zauważyli, że jak do te pory, cieplejsze kraje stanowią sześć procent wszystkich przypadków zakażeń. W efekcie wszyscy w Europie wyglądają wiosny, mając nadzieję, że spowoduje ona zahamowanie rozprzestrzeniania koronawirsua. Do Polski wiosna ma zawitać w Wielkim Tygodniu, kiedy temperatury mają wzrosnąć właśnie do ok. 17 stopni, a bardziej optymistyczne prognozy zakładają, że i do wyższych wartości.
Skuteczność
Ostatnie tygodnie walki z koronawirusem potwierdzają też, że najprostszym i najskuteczniejszym sposobem jego zahamowania wciąż pozostaje samoizolacja. Większość osób zdrowych i silnych może przejść przez koronawirusa jak przez każde silne przeziębienie lub wręcz bezobjawowo, ale wychodząc z domu i przebywając w skupiskach ludzkich, będzie narażała innych. Z tego powodu kwarantanna i ograniczenia są po prostu konieczne. Chińczycy zdali sobie z tego sprawę bardzo wcześnie i podejmowali drastyczne z europejskiego punktu widzenia decyzje o zamykaniu całych bloków i ulic bez możliwości opuszczenia przez ich mieszkańców domów, chociażby na chwilę.
Drugim czynnikiem ważnym w walce z koronawirusem jest funkcjonowanie ochrony epidemiologicznej w poszczególnych państwach i jakość opieki medycznej. Tu najbardziej imponującymi sukcesami mogą pochwalić się Niemcy, Australia i Korea Południowa. Wszystkie te kraje mają bardzo niskie wskaźniki umieralności na COVID-19. W Korei wynoszą one 1,7 proc., w Australii 1,3 proc., w Niemczech – 1,1 proc. na ogół zachorowań. I odwrotnie – w stosunku do zgonów wszystkie te kraje odnotowują wysokie stosunki wyzdrowień. Pamiętać jednak trzeba, że przy wysokim poziomie opieki medycznej, we wszystkich tych państwach społeczeństwa wykazały się równie wysokim stopniem zdyscyplinowania i po ogłoszeniu polecenia pozostania w domach, dostosowały się do niego.
Tego stopnia zdyscyplinowania zabrakło we Włoszech, Wielkiej Brytanii i Szwecji, gdzie rządy początkowo niefrasobliwie podeszły do zagrożenia. Trudno podejrzewać te kraje o niski poziom opieki medycznej, a jednak właśnie z powodu zlekceważenia zagrożenia statystyki są tam zatrważające. We Włoszech wskaźniki umieralności wynosi 12 proc., w Wielkiej Brytanii – 8 proc., w Szwecji – 4,9 proc. Jednocześnie wszystkie te państwa odnotowały bardzo niski poziom wyzdrowień w stosunku do zgonów. Wnosi on 0,06 w Wielkiej Brytanii, 0,07 w Szwecji i 1,3 we Włoszech. Na szczęście także włoskie statystyki odrobinę się poprawiają.
Jak na tym tle wypada Polska?
Nie jest najgorzej. Biorąc pod uwagę wielkość populacji całego społeczeństwa (38 mln) stwierdzenie zachorowania na koronawirusa przez 3149 osób (dane na 03.04. godz. 10.30) i 59 osób zmarłych, plasuje nasz kraj na dole tabeli państw zmagających się z SARS-CoV-2. Wskaźnik umieralności także jest niski i wynosi 1,6 proc. Niski też jest stosunek wyzdrowień do zgonów (1,3). Warto podnieść, że w Polsce ograniczenia zostały wprowadzone przy niewielkiej liczbie chorych (szkoły zostały zamknięte przy 26 chorych osobach). Większość społeczeństwa przestrzega także narodowej kwarantanny, unikając wychodzenia z domów. Znaczna część firm mających taką możliwość przeszła na pracę zdalną. Władze są ostrożnie sceptyczne i podnoszą, że szczyt zachorowań nastąpi w połowie kwietnia. Wielu ekspertów ma jednak nadzieję, że wyższe temperatury, utrzymanie kwarantanny do końca kwietnia i wprowadzanie coraz większej ilości testów spowoduje znaczne spowolnienie rozprzestrzeniania koronawirusa i już w maju będziemy mogli wrócić do względnie normalnego funkcjonowania, chociaż z całą pewnością do lata trzeba będzie oswoić się z maseczką i jednorazowymi rękawiczkami przy wyjściu z domu.
Wyścig z czasem
Na całym świecie trwa wyścig z czasem, jeśli chodzi o zarówno o lek na COVID-19, jak i jeśli chodzi o szczepionkę na SARS-CoV-2. Z informacji, jakimi wymieniają się lekarze, wynika, że skutecznym środkiem może być kombinacja hydrochlorochiny (stosowanej w chorobach reumatycznych) z azytromycyną (pochodną popularnego antybiotyku ertrormycyny). To ważne, bo leki te po prostu istnieją i są stosunkowo łatwo dostępne. Pacjentom w Korei, których nimi wyleczono, podawano także tamiflu (lek przeciwwirusowy na grypę) i stosowano u ich inhalacje glikopirolanu (glycopyrrolate). Być może więc rozwiązanie ogólnoświatowego problemu lekarze mają pod ręką i wystarczy je zastosować. Oczywiście, w normalnych warunkach wymagałoby to długotrwałych badań, ale warunki nie są normalne. Nie ma czasu na zwłokę. Walka trwa.