W rozmowie z Mają Fenrych dla dziennika “Fakt” Lech Wałęsa mówił nie tylko o polityce. Pretekstem do niej stały się nadchodzące, 77. urodziny byłego prezydenta. W związku z tym, Wałęsa postanowił zwierzyć się czytelnikom ze swoich trosk.
Mówił o boleśnie go dotykającym bankructwie, którego przyczyną jest pandemia. Braku możliwości porozumienia się z żoną. Uznał, że jest spełnionym człowiekiem i osiągnął w życiu wszystko, co mógł. Podkreślił, że urodzin nie obchodzi, bo jest za stary.
Dzieląc się przemyśleniami na tematy egzystencjalne, Lech Wałęsa wyznał, że tęskni do wiecznego życia.
– Chcę zobaczyć, co tam jest. To tutaj mnie już nudzi, tylko samego przejścia się boję. Choroby się boję, nieprzyjemności. Niczego poza tym – mówił laureat Pokojowej Nagrody Nobla. W tym kontekście wyjaśnił też swoją aktywność polityczną.
Ponieważ w jego opinii “wszyscy dookoła bardzo psują rzeczy”, on, jako człowiek wiary, musi interweniować, bo będzie z tego rozliczony a nie chce trafić do piekła.
– No właśnie nie chcę być ze Stalinem, z Leninem. Bo wtedy będą mnie męczyć – tłumaczył Wałęsa.
Pytany o to, jak go świat zapamiętać, były prezydent odpowiedział, że są nowe czasy i woli, żeby zamiast niego zapamiętano jego słowa: „Róbmy swoje i czytajmy właściwie wyzwania czasu”. Na koniec rozmowy, podkreślił Wałęsa, że ufa jedynie Panu Bogu, dodając przy tym: “Ale to Pan Bóg z komputera, najwyższa klasa mądrości”.
Źródło: Fakt.pl