W Chinach narastają obawy o możliwość wystąpienia drugiej fali zachorowań na Covid-19. Ponownie podniesiono ocenę ryzyka epidemicznego na niektórych obszarach prowincji Guangdong, a chińskie władze zapowiedziały w poniedziałek uszczelnienie granic lądowych.
Pandemia wybuchła pod koniec ubiegłego roku w mieście Wuhan w środkowych Chinach. Według danych państwowej komisji zdrowia okres szczytowy zakażeń w ChRL minął. Codziennie wykrywane są jednak nowe infekcje przywleczone z zagranicy oraz zakażenia bezobjawowe, które nie są w tym kraju zaliczane do „potwierdzonych przypadków” Covid-19.
W niedzielę koronawirusa wykryto u 38 osób, które powróciły lub przybyły do Chin z zagranicy. Jest wśród nich 20 Chińczyków, którzy przyjechali do prowincji Heilongjiang drogą lądową z Władywostoku, dokąd wcześniej przylecieli z Moskwy.
Chińskie władze zapowiedziały zacieśnienie kontroli na granicach lądowych, by zapobiec infekcjom przywleczonym – poinformowała państwowa agencja prasowa Xinhua po posiedzeniu grupy przywódczej ds. odpowiedzi na epidemię koronawirusa, któremu przewodniczył premier ChRL Li Keqiang.
Już wcześniej Pekin zakazał tymczasowo wjazdu na terytorium Chin prawie wszystkim obcokrajowcom na podstawie wiz wydanych przed 27 marca. Nie dotyczy to członków załóg międzynarodowych rejsów, wizyt oficjalnych, a także dyplomatów, którym jednak odradzono przyjazdy.
W prowincji Guangdong na południu kraju ponownie podniesiono tymczasem ocenę ryzyka epidemicznego na czterech obszarach, w tym w dwóch dzielnicach miasta Kanton i jednej dzielnicy miasta Shenzhen – przekazały miejscowe media. Kroki te podjęto po zdiagnozowaniu w prowincji kolejnych zakażeń przywleczonych z zagranicy.
Choć w większości takich przypadków zakażeni to powracający do kraju Chińczycy, w społeczeństwie narasta strach przed cudzoziemcami, szczególnie pochodzącymi z krajów najbardziej dotkniętych pandemią. Falę gniewu wywołały natomiast niedawne doniesienia o pobiciu pielęgniarki jednego z kantońskich szpitali przez zakażonego koronawirusem Nigeryjczyka, który nie chciał się poddać badaniom.
Źródło: PAP