Maciej Dębski pisze: Kloaczny język to u Frasyniuka nic nowego. To on w 2019 r. darł pysk „Je…ać Pisiora i się nie bać!” i to od niego swoje hasło przyjął tzw. Strajk (anty) Kobiet z lesbijką Martą Lempart na czele. Notabene – też z Wrocławia.
To Frasyniuk podjudzał motłoch do nienawiści wobec PiS i osób popierających to ugrupowanie, będąc najwyraźniej pewnym, że taka mowa nienawiści ujdzie mu bezkarnie. Nie pomylił się zresztą, bo w 2020 r. sąd okręgowy w Warszawie uchylił wyrok skazujący Frasyniuka za naruszenie nietykalności cielesnej policjantów w czasie kontrmanifestacji smoleńskiej w 2017 r.
Frasyniuk nielegalnie blokował wtedy legalną manifestację, a wyniesiony przez policjantów, podawał im fałszywe dane, kopał ich i znieważał. Po trzech latach, sąd owszem, orzekł, że Frasyniuk złamał prawo, ale szkodliwość jego czynu jest znikoma. Czyż kogoś dziwi, że uznał, że skoro może lżyć policjantów na służbie, może lżyć i żołnierzy? Sąd mu pozwolił, Frasyniuk z pozwolenia korzysta.
Frasyniuk nie jest zresztą jedynym przypadkiem uniewinniania przez sądy lewackiego motłochu. Podobnie było w 2018 r., kiedy Sąd Rejonowy we – co zbieg okoliczności – Wrocławiu, uniewinnił Martę Lempart i Obywateli RP, którzy nielegalnie blokowali legalny Marsz Wielkiej Polski, zorganizowany 11 listopada.
Cały tekst można przeczytać w piątkowym wydaniu tygodnika “Warszawska Gazeta”