Dominika Wielowieyska kreuje się na głos opozycji PRL i obecnych totalniaków. Tymczasem jej akta z IPN pokazują, że była pieszczoszką komunistów…
Nagrania z pijanym szefem „Gazety Wyborczej” u Wojciecha Jaruzelskiego wywołały spore poruszenie. Jednak nie tylko Michnik ma dług wdzięczności wobec oprawców Polaków.
Czołowa dziennikarka „Wyborczej” Dominika Wielowieyska również ma za co dziękować Jaruzelskiemu i jego podwładnym. Jak młodziutka córka „opozycjonisty” wyjeżdżała na wakacje na Zachód w mrokach PRL?
Okazuje się, że w sprawie paszportu dla dziennikarki interweniował… Stanisław Ciosek. To minister w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego.
Gdy dokumenty z akt Wielowieyskiej wyciekły do sieci, ta zaczęła pieklić się na Twitterze.
„Głupie trolle znowu atakują moje Ojca. Gdyby nie tacy ludzie jak On i ich walka o demokrację siedzielibyście cicho jak myszka pod miotłą” – wściekała się na Twitterze.
Dlaczego Ciosek, minister i członek KC PZPR interweniował w sprawie młodej córki wroga partii? Mając na uwadze późniejsze zachowanie ojca dziennikarki i jej samej, nie trudno się domyślić.
Andrzej Wielowieyski to m.in. były senator. Wsławił się tym, że 19 lipca 1989 roku podczas wyboru Prezydenta PRL oddał głos nieważny przez co wraz z kilkoma innymi parlamentarzystami Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego umożliwił wybór na to stanowisko Wojciecha Jaruzelskiego.
Szkoda moich słów, KOMUNA DOBRZE się urządziła w III RP. Dodam, że Wielowiejski, ojciec tej młodej kobiety jest w radzie nadzorczej Rosjanki Ludmiły Kozłowskiej, fundacji, której oddziałami jest KOD, Obywateli RP, a teraz pewnie Strajku Kobiet Lempart