Wtorek, 12 lipca 1943 r.
Świat do dziś nie wie o tej skali niemieckich zbrodni. Zamiast Niemców, dzięki kłamstwom Grossa, za zbrodniarzy uważa mieszkańców polskich wsi. 12 lipca jest obchodzony Dzień Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej
W świadomości świata symbolem niemieckiego terroru w okupowanej Europie są pacyfikacje wiosek Lidice w Czechach (10 czerwca 1942 – 173 rozstrzelanych mężczyzn) i Oradour-sur-Glane we Francji (10 czerwca 1944 – 642 osoby rozstrzelane lub spalone żywcem w miejscowym kościele). Tymczasem tylko na terytorium dzisiejszej Polski w latach 1939 – 1944 r. Niemcy systematycznie dokonywali pacyfikacji wsi. Pierwsi polscy rolnicy spłonęli w swoich stodołach już jeszcze w czasie kampanii wrześniowej 1939 r. Niemcy spalili wówczas 476 wiosek, mordując ich mieszkańców.
W 1940 r. w odwecie za działalność oddziału Hubala, Niemcy spacyfikowali 31 wsi, mordując 713 osób. Tylko we wsi Skłoby zamordowali 265 mężczyzn i doszczętnie spalili wioskę. A to był dopiero początek.
Polscy rolnicy mieli zapłacić najwyższą cenę za swój patriotyzm, pomoc udzielaną partyzantom i za to, że byli Polakami. I byli pierwszymi ofiarami niemieckiego planu stworzenia „przestrzeni życiowej” dla rasy „Panów”. Kumulacja tej zbrodni przypadła na lato 1943 r. Jak wyglądała?
Symbol
12 lipca 1943 r. do wioski Michniów weszły pododdziały 17. i 22. pułku policji, żandarmeria z okolicznych placówek oraz funkcjonariusze Gestapo z Kielc. W odwecie za wspieranie przez jej mieszkańców oddziału partyzanckiego Jana Piwnika „Ponurego”. wieś została spacyfikowana. Niemcy częściowo spalili wówczas wieś i zamordowali 102 mieszkańców, w większości przez spalenie żywcem w stodołach. W odwecie jeszcze tej samej nocy żołnierze „Ponurego” zaatakowali w rejonie Podłazia pociąg pośpieszny relacji Kraków-Warszawa, zabijając lub raniąc co najmniej kilkunastu Niemców (na burtach wagonów partyzanci wyryli napisy „Za Michniów”). Następnego dnia niemieccy policjanci powrócili do Michniowa, doszczętnie paląc wieś i mordując niemal wszystkich przebywających tam Polaków. 13 lipca Niemcy wrócili do wsi i zamordowali kolejne 102 osoby, które ocalały z masakry poprzedniego dnia. Zabili 95 mężczyzn (w wieku od 16 do 63 lat, w 23 rozstrzelali, resztę spalili żywcem w stodołach), dwie kobiety (44 i 48 lat) oraz pięcioro dzieci (w wieku od 5 do 15 lat). Wszystkie kobiety i dzieci zginęły od kul lub pchnięć bagnetem.
Łącznie w Michniowie zamordowali co najmniej 204 osoby, w tym 54 kobiety i 48 dzieci (najmłodsze miało dziewięć dni!). Niemcy wieś doszczętnie spalili (ocalały tylko dwa budynki). 15 lipca 1943 mieszkańcy sąsiednich wsi pogrzebali szczątki zamordowanych michniowian we wspólnej mogile, wykopanej na działce w pobliżu szkoły. Niemcy wyrazili zgodę na pochówek ofiar. Rozkazali jednak zaorać grób, a także nie zezwolili na oznaczenie mogiły krzyżem lub innym znakiem. Niemcy zakazali odbudowy wsi i uprawy okolicznych pól. 10 osób podejrzewanych o współpracę z podziemiem zostało deportowanych do obozów koncentracyjnych (przeżyło troje), a 18 młodych kobiet i dziewcząt wywieźli na roboty przymusowe
Tysiące wsi
Michniów to symbol. Nie była to ani największa, ani najokrutniejsza z pacyfikacji dokonanych przez Niemców. Takich wiosek było setki. Niemcy dokonywali pacyfikacji polskich wsi do samego końca okupacji. Mordowali do ostatnich chwil, nawet gdy już uciekali, czując na plecach oddech sowietów.
Kumulacja niemieckiego bestialstwa wobec polskiej wsi nastąpiła latem 1943 r. i zbiegła się z kumulacją rzezi wołyńskiej przeprowadzanej przez UPA. W czerwcu 1943 r. Niemcy rozpoczęli wysiedlanie wiosek Zamojszczyzny. Użyli do tego siły żandarmerii wojskowej SS, pomocniczej policji ukraińskiej i w sumie ok. 10 000 żołnierzy Wehrmachtu. Zaczęli nad ranem w Boże Ciało 24 czerwca 1943 r. od silnego uderzenia jednostek Wermachtu i policji na miejscowości leżące w gminie Aleksandrów. Żołnierze niemieccy łapali ludność cywilną, podpalali gospodarstwa oraz mordowali mężczyzn, którzy nie zdążyli zbiec do lasów. Ujęte kobiety i dzieci transportowali do obozów przejściowych w Zamościu, Zwierzyńcu i Budzyniu.
Kategorie „podludzi”
Przywiezieni do obozów dorośli i dzieci byli poddawani selekcji. Tu także nic nie było zostawione przypadkowi. Wysiedleńcy byli dzieli na osoby przeznaczone do zniemczenia (o nordyckich rysach), które były wywożone do dalszych badań; robotników zdolnych do pracy i wysyłanych do Niemiec lub na wschód, dzieci do lat 14, kierowane do tzw. wiosek rentowych, gdzie masowo umierały, osoby określane jako „KL”, wysyłane do obozów koncentracyjnych i mordowane (ok. 21 proc. wszystkich wysiedlanych_.
Dzieci
Ujęte kobiety i dzieci z zamojskich wiosek, po przypędzaniu do obozów przejściowych, były rozdzielane. Dochodziło do dantejskich scen, kiedy Niemcy wprost wyrywali dzieci z rąk matek. A potem świadomie i celowo polskie dzieci męczyli. Relacja świadka, polskiego rolnika Leonarda Szpongi, wysiedlonego z Zamojszczyzny, przebywającego w obozie przejściowym w Zamościu: „W tym czasie widziałem naocznie, jak Niemcy odłączali dzieci od matek. To oddzielanie matek od ich pociech najbardziej mną wstrząsnęło. Najgorsze tortury, jakie zniosłem, były niczym w porównaniu z tym widokiem. Niemcy zabierali dzieci, a w razie jakiegoś oporu, nawet bardzo nikłego, bili nahajami do krwi – i matki i dzieci. Wtedy w obozie rozlegał się pisk i płacz nieszczęśliwych. Nieraz matki zwracały się do Niemców z prośbą o żywność dla zgłodniałych i zmarzniętych dzieci. Jedyne, co mogły otrzymać, to uderzenie laską lub bykowcem. Widziałem, jak Niemcy zabijali małe dzieci (…) Warunki higieniczne były straszne. Wszy, brud, pchły, pluskwy wprost żywcem pożerały ludzi”.
W Zamościu Niemcy umieścili dzieci w najgorszych, tzw. końskich barakach nr 9a, 9b, 16 i 17, w których panowały ciężkie warunki bytowe. Były one nieogrzewane, nieszczelne, wilgotne, a ze ścian spływała w nich woda. W barakach 9a i b nie było nawet prycz słomy – uwięzione dzieci leżały więc w błocie. Dzieciom nie udzielano na początku żadnej pomocy medycznej, potem była ogromnie niewystarczająca. W tych ciężkich warunkach sanitarnych umierało ich bardzo wiele. W okresie od grudnia 1942 do kwietnia 1943 zmarło 199 dzieci. Historycy szacują, że przez zamojski obóz przeszło ok. 100 000 osób z czego ok. 20 proc. stanowiły dzieci. Przeciętnie jednorazowo w obozie przebywało ok. 1000 nieletnich. Dzieci, które Niemcy uznali za nadające się do germanizacji, były wywożone do niemieckich ośrodków, gdzie były bite za każdą próbę mówienia po polsku. Potem były oddawane niemieckim rodzinom do adopcji. Niemcy nigdy nie przekazali Polsce kompletu dokumentacji dotyczących tego rabunku i nigdy nie oddali wszystkich dzieci zrabowanych polskim rodzinom z Zamojszczyzny.
Ofiary
W czasie II wojny światowej 1939–1945 ponad 10 tysięcy polskich wsi zostało dotkniętych różnymi formami niemieckich represji, z czego w około 900 wsiach Niemcy zamordowali od kilku do kilkuset mieszkańców. Tylko w Generalnym Gubernatorstwie i na Białostocczyźnie Niemcy spalili co najmniej 200 wsi. A do tego należy doliczyć wioski, które spłonęły w trakcie „normalnych” działań wojennych, kiedy przechodził przez nie front.
Ile było ofiar niemieckich pacyfikacji polskich wsi? Szacuje się, że Niemcy zamordowali w czasie pacyfikacji polskich wsi kilkanaście tysięcy osób. Za pośrednie ofiary pacyfikacji należy uznać mieszkańców polskich wsi, którzy zmarli po wywiezieniu do obozów koncentracyjnych lub na roboty, a także polskie dzieci zrabowane i wywiezione do Niemiec w celu poddania germanizacji. Skala tej zbrodni najlepiej pokazuje, z czym ze strony Niemców zetknęli się polscy rolnicy. Według ostrożnych szacunków do Niemiec zostało wywiezionych 200 tys. polskich dzieci, po prostu wyrwanych z rąk matek. Po wojnie Niemcy oddali tylko 30 tys. z nich. Do dziś odmawiają ujawnienia dokumentacji na temat tej zbrodni. Nigdy nie wypłacili ani feniga odszkodowania za pacyfikację polskich wiosek.
Większość Niemców biorących udział w tych zbrodniach nigdy, w najmniejszy sposób nie została za nie ukarana. Niemcy chronili ich nawet, gdy po wojnie Polska przedstawiała dowody i żądała wydania zbrodniarzy. Świat do dziś nie wie o tej skali niemieckich zbrodni. Zamiast Niemców, dzięki kłamstwom Grossa, za zbrodniarzy uważa mieszkańców polskich wsi.
Bandyci i mordercy na zawsze nimi pozostana.