Wojna wojną, a biznes biznesem, więc Putin wciąż zarabia na Europie grube miliony. Niemcy się właśnie do tego przyznały. Chodzi o uran i kolejne uzależnienie Zachodu od widzimisię Putina.
W ostatnich miesiącach wyszło na jaw gazowe uzależnienie Unii Europejskiej od Rosji załatwione Wspólnocie przez Niemcy. Okazuje się jednak, że uwolnienie się od ruskiego gazu nie oznacza jeszcze energetycznego bezpieczeństwa. Niemieckie media zabrały się za sprawdzenie jeszcze jednego „towaru” dostarczanego na Zachód przez Rosję. Ten „towar” to uran i elementy paliwowe niezbędne do elektrowni jądrowych. Niemiecki portal Redaktions Netzwerk Deutschland (RND) wprost uznał tę zależność za „tykającą bombę zegarową” i przestrzega, że uran może stać nową „bronią” Putina w walce z krajami Europy. Okazuje się, że aż 20 proc. uranu trafia do Europy z Rosji, kolejne 20 proc. pochodzi z zależnego od Rosji Kazachstanu. W dodatku kazachski uran wydobywa i przetwarza rosyjski koncern państwowy Rosatom. „To gigantyczna grupa z ponad 300 spółkami zależnymi, których powiązania sięgają głęboko w Niemczech” – dodaje cytowany przez Polską Agencję Prasową portal RND.
Prawie połowa unijnych krajów posiada elektrownie atomowa. Łącznie w państwach Unii znajduje się prawie 100 reaktorów. Dla Rosji to kolejny złoty interes – na handlu uranem kraj ten zarabia 450 mln euro rocznie. A ponieważ uran występuje rzadziej niż węgiel czy gaz, trudniej znaleźć jego alternatywnego dostawcę i Putin świetnie o tym wie. Od rosyjskich dostaw są uzależnione szczególnie elektrownie atomowe w Europie Środkowowschodniej: na Węgrzech, Słowacji, w Bułgarii, Czechach i Finlandii. Francja, która posiada kilka elektrowni atomowych sama wytwarza elementy paliwowe, korzystając w dużym stopniu z surowego uranu z Rosji i Kazachstanu. Mogłaby zakończyć z zakupami uranu w Rosji, ale jak ocenił cytowany przez PAP portal RND „brakuje woli politycznej i firmy nie chcą niczego zmieniać, bo przecież sankcji nie ma”. Być może właśnie w trosce o dostawy należy upatrywać ożywionych kontaktów Macrona z Putinem. W 2021 roku około 70 proc. energii elektrycznej we Francji pochodziła z elektrowni atomowych, więc niepokój Macrona o łańcuch dostaw jest uzasadniony.
Na razie z ruskiego uranu zrezygnował szwedzki gigant energetyczny Vattenfall, który przerzucił się na import z Kanady i Australii. W energetyce jądrowej z Rosją nadal intensywnie współpracują Niemcy. Wspomniany koncern Rosaton zajmuje się np. składowaniem odpadów radioaktywnych z Niemiec oraz demontażem niemieckich elektrowni jądrowych. Co prawda Niemcy miały wyłączyć wszystkie elektrownie do tego roku, ale kryzys energetyczny sprawił, że zmieniło się ich podejście i do atomu, i do odnawialnych źródeł energii, które okazały się absolutnie niewystarczające.
Niemieckie media zaczęły się więc budzić i po stwierdzeniu, że Rosja „uzależniła Niemcy” (sama?!) od swego gazu, robi to samo poprzez atom. „Dla Rosji to nie biznes, lecz polityka i przebiegła strategia zabezpieczenia władzy i wpływów na świecie” – podsumowuje cytowany przez PAP portal RND. No naprawdę, kto by pomyślał? Szkoda, że nikt nie zadaje pytania, to Rosja jest podstępna czy Zachód, upasiony jak tłusty kot, tak głupi?
Źródło: Marzena Szulc/PAP