Trudno pojąć, dlaczego wrażliwy na “obce wpływy” rząd Tuska nie reaguje na pogróżki ukraińskiej aktywistki. Czyżby się bał, a jakieś tajne raporty mówią, że ona ma rację i Polska i bez “inżynierów i lekarzy” może mieć ze swoimi gośćmi z Ukrainy problemy?
“Pani Panczenko powinna dziś już być w ABW i być przesłuchana, czy ma informacje, które mogą wskazywać na przygotowywanie jakichś zamachów, czy jest powiązana ze środowiskami, które chciałyby zakłócić w Polsce proces wyborczy. Powinna być deportowana – odpowiada Gość Radia ZET Leszek Miller, pytany o słowa ukraińskiej aktywistki. Natalia Panczenko alarmuje, że w Polsce może dojść do konfliktów i ulicznych zamieszek, przez napięcia między Polakami, a Ukraińcami. – To czynne włączanie się w kampanię wyborczą obywatelki innego państwa, z dość przejrzystą groźbą – jak nie będziecie nam, Ukraińcom pomagać w takim zakresie, jak do tej pory, to pamiętajcie, że macie mieszkania, szkoły, swoje zasoby i to wszystko możecie stracić – komentuje były premier. Jego zdaniem nie wolno lekceważyć tej wypowiedzi” – wpis takiej treści z mediów społecznościowych Radia Zet, podał na portalu X były premier Leszek Miller.
Chodzi o wypowiedź ukraińskiej “aktywistki” Nataliji Panczenko. Urodzona w 1988 roku Natalija jest “z zawodu aktywustką”. Przebywając w Polsce od 2022 roku, aktywistka pochwala UPA twierdząc, że ta organizacja bohatersko walczyła o niepodległość Ukrainy, a Gdańsk określiła jako miasto niemieckie. Już w 2023 r. na antenie RMF FM zasugerowała, że społeczność ukraińska powinna mieć swoich przedstawicieli w polskim parlamencie, wywołując w Polsce krótkotrwałą burzę, ale tym razem poszła dalej. 3 lutego udzieliła wywiadu dla ukraińskiego Kanału 5, odnosząc się w nim m.in. do trwającej kampanii wyborczej i pojawiających się w niej postulatów dotyczących odebrania przebywającym w Polsce Ukraińcom niektórych świadczeń socjalnych, np. 800+ dla osób, które nie pracują. Mieszkająca na co dzień w Polsce “aktywistka”, w ramach “wdzięczności”postanowiła pogrozić Polakom. – To jest przede wszystkim ogromne niebezpieczeństwo dla Polaków i rozumiem, że oni rozumieją, bo dziś, kiedy co 10 mieszkaniec Polski jest Ukraińcem to wzrastanie wrogości między Ukraińcami a Polakami jest już bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla Polski. Ponieważ na terytorium Polski zaczną się walki, rozpoczną się podpalenia sklepów, domów i tak dalej– mówiła. Rozwinęła się w wywiadzie dla “Rzeczpospolitej”, w którym już wprost zaatakowała polskich polityków, oznajmiając, że kandydaci na prezydenta zaczynają nastawiać Polaków i Ukraińców przeciwko sobie i “jak się rozpędzą, to mogą doprowadzić do takiego stopnia napięcia, że nie będą już w stanie tego opanować”.
O ile rząd jest gotów wprowadzić specjalną ustawę, byle ograniczyć wolność słowa w internecie i “uniemożliwić” wpływ na wybory, zarówno Rosji, jak i Elona Muska, tym razem na pogróżki wywołania w Polsce zamieszek i atakowania mienia Polaków przez Ukraińców, przy jednoczesnym obciążeniu za to winą Polaków, w ogóle nie zareagował. Jako pierwszy zareagował postkomunistyczny premier, może dlatego, że Leszek Miller od jakiegoś czasu nie darzy Ukrainy szczególną sympatią i w mocnych słowach krytykuje panujący tam kult zbrodniarzy z UPA. Sam będąc premierem nie zrobił nic, by przeprowadzić ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej.
Trudno jednak pojąć, dlaczego wrażliwy na “obce wpływy” rząd Tuska nie reaguje na pogróżki ukraińskiej aktywistki. Czyżby się bał, a jakieś tajne raporty mówią, że ona ma rację i Polska i bez “inżynierów i lekarzy” może mieć ze swoimi gośćmi z Ukrainy problemy?
