Już czwartą dobę na ulicach stolicy Serbii Belgradzie trwają uliczne starcia z policją. Ostatniej nocy demonstranci szturmowali gamach parlamentu przy użyciu butelek z benzyną. Prezydent oskarża o prowokację zagranicę i ekstremistów. Opozycja mówi o spontanicznym gniewie społecznym.
– W Belgradzie już czwartą dobę nie cichną protesty przeciwko epidemicznemu stanowi wyjątkowemu – informuje BBC. Ostatniej nocy demonstranci podjęli próbę szturmu parlamentu. Policja z najwyższym trudem odparła atak na Skupsztinę.
W toku zaciekłych starć demonstrantom udało się przedrzeć pod gmach, skąd zostali wyparci przez siły porządkowe, poinformowała z kolei agencja DPA. Policja użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych w odpowiedzi na butelki zapalające, którymi została obrzucona przez protestujących.
Według DPA po obu stronach są liczni ranni. Nieznani sprawcy zaatakowali również ekipy telewizyjne i dziennikarzy relacjonujących przebieg wydarzeń.
BBC cytuje serbskiego prezydenta, który najpierw wprowadził w stolicy epidemiczną godzinę policyjną, a następnie pod wpływem burzliwych protestów złagodził stan wyjątkowy.
Aleksandar Vučić o wywołanie zamieszek oskarża zagranicę: – Protesty są zbyt dobrze zorganizowane. To porażka naszych służb bezpieczeństwa, które zbyt późno dostrzegły spisek obcych służb specjalnych.
Ponadto prezydent wskazał na ekstremistów i skrajnych nacjonalistów. – Nie mówią o koronawirusie, tylko o emigrantach i wieżach 5G – powiedział Vučić. Dodał, że wspólnym celem obcych służb i organizatorów było „niedopuszczenie do jego spotkania z rosyjskim ambasadorem w Serbii”.
Natomiast opozycja oskarża prezydenta o wykorzystanie epidemii w celach politycznych. W czerwcu władze miały złagodzić obostrzenia epidemiczne tylko po to, żeby wygrać wybory parlamentarne. 60 proc. głosów otrzymały partie wspierające prorosyjski kurs Vučića. Ponadto prozachodnia opozycja od dawna oskarża prezydenta o dyktatorskie metody sprawowania władzy.