INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

17:36 | piątek | 22.11.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

No menu items!
Więcej

    Cud? Zjawisko naturalne? Balon meteorologiczny? Co się wydarzyło na Nowolipkach?

    Czas czytania: 8 min.

    Kartka z kalendarza polskiego

    22 listopada

    Jan Kazimierz w słuckim pasie

    20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic wszystkie mi potęgi,Wojsk ogromnych chmura,Za...

    Koniecznie przeczytaj

    Październik 1959 r. wstrząsnął Warszawą. Przez prawie cały miesiąc oczy mieszkańców miasta były zwrócone na wieżę kościoła św. Augustyna na Nowolipkach – jedyny budynek, który pozostał z  byłego getta. Dlaczego?

    Jesienią 1959 Warszawa nadal była jedną wielką ruiną. Pewnego rodzaju enklawą był Muranów, położony na terenie byłego getta. Niemcy zrównali je z ziemią, zostawiając tylko kościół św. Augustyna, który wykorzystywali jako magazyn. Po wojnie pozostało „tylko” wywieźć gruzy i można było budować. I tak też się stało.  Dzielnica powstała praktycznie od nowa. Stary był tylko kościół p.w. św. Augustyna. Był 7 października 1959 r. Podobno wieczór był dość ciepły jak na tę porę roku. Ok. 19.00 mieszkańcy Muranowa podążali do domów. Grupki wiernych zaś – do kościoła na wieczorną Mszę i nabożeństwo różańcowe. Jak podają przekazy, jakieś dziecko zwróciło uwagę, że na kościelnej wieży ktoś stoi. Świadkowie zobaczyli jasną poświatę a w niej ludzką sylwetkę. Kościół nie był oświetlony. O hologramach nikomu nawet się nie śniło. Po Mszy ludzie nie rozeszli się do domów. Aż do 22.00 stali pod kościołem wpatrując się w dziwne zjawisko. Doszli nowi ciekawscy, w sumie ok. 400 osób. Część zgromadzonych twierdziła, że w jasnej poświacie widać sylwetkę młodej kobiety unoszącej się lekko nad kulą wieńczącą wieżę Kościoła. Ich zdaniem kobieta miała srebrzysto-białą suknię i niebieski płaszcz lub pelerynę. Nad głową kobiety dostrzegali koronę z gwiazd. Ci o bystrzejszych oczach mówili, że kobieta jest bardzo piękna ale smutna. Wszyscy mówili, że postać nie stała bez ruchu, tylko poruszała się jak żywa osoba. Postać miała nie być widoczna przez cały czas, lecz pojawiała się i znikała w odstępie kilkudziesięciu sekund. Taki opis zachował się m.in. w aktach SB, które przesłuchiwało świadków. Właściwie nikt z przyglądających się zjawisku nie miał wątpliwości: biało-niebieski strój, korona z gwiazd, piękna ale smutna twarz. Wszyscy byli przekonani, że widzą Maryję Niepokalaną.

    - reklama -

    Tłumy na Nowolipkach

    Żaden dziennikarz nie śmiał napisać o zadziwiającym nazwisku, nawet po to by je wyśmiać. A jednak w ciągu kilku dni o niezwykłych wydarzeniach mówiła już cała Polska. Zjawisko trwało. Codziennie wieczorem nad wieżą kościelną pojawiała się postać Maryi. Tak mówili wszyscy, którzy tam przychodzili. Na Muranów zaczęły ciągnąć prawdziwe tłumy. Nie tylko z całej Warszawy, ale i spoza niej. Na nic zdała się cenzura – ludzie przekazywali z ust do ust wieści o tym, co dzieje się w Warszawie. Notabene paradoksalnie dzięki temu mamy sporo relacji zachowanych w archiwach IPN. Jakim sposobem? Cóż ludzie pisali o wydarzeniach na Muranowie listy. Te były otwierane przez bezpiekę a jej funkcjonariusze sporządzali szczegółowe raporty z tego co czytali. Czytali, ale wysyłali do adresatów. W ten sposób do Warszawy zaczęli zjeżdżać ludzie z całej Polski. Samochodów było wówczas niewiele, ale i tak wieczorami blokowały wszystkie uliczki w okolicy kościoła. Esbecy skrupulatnie odnotowali, że wśród zaparkowanych aut były samochody z placówek dyplomatycznych ulokowanych w Warszawie (np. z rejestracjami USA i Izraela).

    Co wieczór

    - reklama -

    Począwszy od 7 października przez następne 20 dni, co wieczór tłumy szczelnie wypełniały plac przed kościołem oraz przylegające do niego ulice Nowolipki i Dzielną. Według nieoficjalnych danych, tłum dochodził do 30 tys. osób. Każdy wieczór wyglądał podobnie: pod kościołem św. Augustyna przed wieczorem gromadził się tłum, wpatrujący się w kościelną wieżę. Już po zmroku pojawiał się nad nią blask przyćmiewający wieńczący wieżę krzyż. Na większości osób robił on wstrząsające wrażenie. Zjawisko nie znikało po Mszy świętej i modlitwie różańcowej, przeciwnie – postać Maryi była widoczna przez następne godziny aż do późnego wieczora, a według niektórych świadków z przerwami – aż do godzin wczesno porannych – znikało pomiędzy 4-tą a 6-tą rano. I tak aż do końca miesiąca października.

    Kościół, jak zawsze w takich przypadkach, podchodził do sprawy ostrożnie. Kardynał Wyszyński nie mógł sobie pozwolić na uleganie emocjom. Z kolei komunistyczne władze były wściekłe – wizja tłumów pod kościołem nijak nie pasowała do świeckiego państwa, w którym wiara w Boga to przeżytek. Walkę z wydarzeniami na Nowolipkach zaczęli „spokojnie”, kierując pod kościół i na pobliskie ulice wzmożone patrole drogówki. Milicja głównie zajmowała się utrudnianiem życia przybywającym w okolice objawień kierowcom. Przez megafony ludzie byli wzywani do rozejścia się. Według relacji świadków zdarzało się, że wobec braku reakcji, zdarzało się, że dochodziło do „interwencji” milicji rozganiającej tłum pałkami, bez oglądania się na to, że są w nim dzieci, kobiety i osoby starsze. Jak łatwo przewidzieć, efekt był odwrotny do zamierzonego, a ludzie zamiast uciekać, zostawali na miejscu śpiewając pieśni religijne. Największą wściekłość esbecji wywoływało „Boże coś Polskę…” (z prośbą o przywrócenie wolnej ojczyzny). A ponieważ nie działały pałki, komunistyczne władze postanowiły wszelkimi środkami zwalczyć zjawisko.

    Walka Czerwonego Smoka z Niewiastą

    - reklama -

    Gdy 7 października na nogi postawiono wydziały III i IV Komendy Wojewódzkiej odpowiedzialne odpowiednio za opozycję i Kościół. W ciągu następnych dni przygotowano (i wdrażano) operację  „Wieża”, której celem było zdyskredytowanie objawień. Zaczęli od rozmów z proboszczem parafii p.w. św. Augustyna ks. Stefanem Kuciem. Już 10 października pojawił się u niego Zastępca Komendanta Służby Bezpieczeństwa Komendy Miejskiej MO M. St. Warszawy płk. Dziemidok. Przekazał księdzu polecenie, aby na niedzielnych Mszy Św., księża jasno zadeklarowali wiernym, że obserwowane zjawisko ma charakter naturalny, nie jest cudem i nie może być tak przez wiernych odczytywane. Proboszcz ks. Kuć wystosował komunikat dla parafian o następującej treści: „W związku ze smugami światła obok pikiety na wieży naszego kościoła pragniemy wyjaśnić, że zjawisko nadprzyrodzone – dogmat, jest wtedy, gdy nie można go sobie wytłumaczyć w żaden sposób naturalny. Wypadek światła na naszej wieży można sobie wytłumaczyć w sposób naturalny. Prosimy więc o zachowanie spokoju, by przez zbyt pochopne sądy nie pomniejszać wartości rzeczywistych zjawisk nadprzyrodzonych”. Bardzo podobnie brzmiące stanowisko wystosowała kilka dni później również Warszawska Kuria Metropolitarna, która apelowała do wiernych o zachowanie spokoju oraz nieutrudnianie normalnych nabożeństw odbywających się w parafii św. Augustyna.

    Nie o to esbekom chodziło. Komuniści postanowili więc zadziałać mocniej. Skoro nie dało się zmusić księży do zaprzeczenia temu, co widzieli ludzie, władze postanowiły sprawić, że zniknie. Na tyłach kościoła, od strony ulicy Dzielnej esbecy ustawili więc gigantyczne reflektory, które skierowali na kościelną wieżę. Miały przyćmić poświatę i sprawić, że ukazująca się w niej sylwetka kobiety zniknie w ich blasku. Nic to nie dało.

    Esbecy odpowiedzialni za akcję “Wieża” uznali, że wystarczy więc pogrążyć dzielnicę w ciemności  i problem zniknie. Wyłączenie prądu w całej dzielnicy dało efekt odwrotny od zamierzonego – Postać w świetlistej poświacie w ciemnościach była jeszcze lepiej widoczna. Władze próbowały więc wmówić społeczeństwu, że blask to po prostu połysk z wypolerowanej kuli wieńczącej wieżę, na której był umieszczony krzyż. Żeby to udowodnić esbecy przystąpili do pomalowania kuli ciemną farbą. Żeby tego dokonać 12 października funkcjonariusze Komendy Głównej MO w Warszawie zażądali od proboszcza kościoła św. Augustyna kluczy od wieży kościelnej celem przeprowadzenia jej kontroli. Weszli na wieżę, obejrzeli kulę i zdecydowali o malowaniu.

    Pierwszy raz pomalowali kulę w nocy z 15 na 16 października. Robotnicy, którzy wykonywali to polecenie dostali rozkaz pomalowania kuli ciemnozieloną farbą i jeszcze mokrej – posypania jej trocinami. Nie zamierzali przykładać się akurat do tej roboty i w efekcie już 16 października farbę spłukał poranny deszcz. Wściekli esbecy rozkazali wykonać ponowne malowanie, tym razem gęstą czarną farbą. Tak przynajmniej wynika z akt SB, mówiących o dwukrotnym malowaniu kuli. Część świadków twierdziła jednak, że prób było więcej, a ostatnia miała miejsce 29 października. Nie ma do tego dokumentów ale wiadomo, że aż do końca miesiąca bezpieka nie oddała kluczy do wieży kościelnej. Efekt nadal nie był zadowalający – według świadków blask na kościelnej wieży jakby przygasł, ale wciąż był widoczny. Postać Niewiasty także.

    Esbecy wrócili więc do pierwszych sposób – zaczęli „regulować ruch” pod kościołem przy pomocy pałek. Osoby przychodzące pod kościół musiały się liczyć z legitymowaniem i spisywaniem danych (co wtedy oznaczało poważne kłopoty w pracy aż po jej utratę) lub nawet zatrzymaniami. Z akt bezpieki wynika, że w okresie od 10 października do 1 listopada pod kościołem św. Augustyna zatrzymano aż 766 osób, w tym 375 przybyłych spoza Warszawy. Aż 602 z nich zostało osoby zostały aresztowane na dłużej.  Pięćdziesiąt dwie osoby stanęło przed sądem. W wyniku wytoczonych im procesów, 22 osoby zostały skazane na wyrok od 2 do 6 miesięcy więzienia. Wobec 270 osób zasądzono kary grzywny w wysokości od 300 do 3000 zł (średnia płaca wynosiła wówczas około 1400 zł).

    Kampania dezinformacji i przemilczenia

    Oczywiście równolegle trwała kampania medialna wyśmiewająca objawienie na Nowolipkach. Na przykład, tygodnik „Stolica” informował w numerze 41/1959 o grupach ludzi przyglądających się „dziwnemu zjawisku” na niebie. Jednocześnie wyjaśniał, że w tym czasie balonem „Warszawa” w ramach działalności w Aeroklubie Warszawskim latał Zbigniew Burzyński. Czyli – nic nad nowoczesną Warszawą latają balony a ciemny lud dopatruje się czegoś pozaziemskiego. Ta metoda także zawiodła a poza tym ktoś w SB doszedł do wniosku, że dementowania wydarzenia jest bądź co bądź – pisaniem o nim. Nakazano więc milczenie w sprawie i tematy zastępcze w rodzaju informowania o zagranicznych delegacjach przybyłych do Warszawy. Co ciekawe, tego rodzaju tematykę zastępczą stosował także „Tygodnik Powszechny”. Władze zadbały też o odwrócenie uwagi od wydarzeń na Nowolipkach np. organizowaniem wielkiej imprezy z okazji Święta Ludowego Wojska Polskiego na stadionie RKS  „Sarmata” 11 października (w niedzielę). Sukces był krótkotrwały i połowiczny – część mieszkańców istotnie poszła na festyn, ale i tak wieczorem przed kościołem zebrał się taki sam tłum jak co dzień. I nazajutrz.

    I aż do końca października. I to pomimo ostrożnego stanowiska Kurii Metropolitarnej.

    Zapomniany cud?

    Ludzie tłumaczyli sobie po prostu, że władze kościelne w atmosferze napiętych stosunków państwo-Kościół nie mają innego wyjścia a poza tym podjęcie badań nad stwierdzeniem nadprzyrodzonego charakteru zjawiska byłoby długotrwałe i w warunkach komunistycznych rządów praktycznie niemożliwe. Czy wszyscy mogli ulec halucynacjom? Raczej wątpliwe. Dlaczego do dziś ta sprawa jest pomijana milczeniem? Dlaczego nikt nie przesłuchał świadków? Nie zostały zgromadzone relacje? Nie wiadomo.

    Śledź nas na:

    Czytaj:

    Oglądaj:

    2 KOMENTARZE

    Subskrybuj
    Powiadom o

    2 komentarzy
    oceniany
    najnowszy najstarszy
    Wbudowane informacje zwrotne
    Zobacz wszystkie komentarze
    Dr. Pavl Kopetzky
    17.10.2022 15:04

    Ach, ten niespokojny XVII wiek bitew, wojen, śmierci, niczym wieki średnie, por. o. K.Bolesławiusz ref., “Przeraźliwe echo trąby ostatecznej” /poemat eschatologiczny/. Jak Dante i jego “Boska Komedia”!? Polska…
    Warto!

    Monsignore
    19.10.2022 01:04

    Ano, bo ksiądz kardynał Stefan Wyszyński prymas Polski zajęty był peregrynacją kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej po wszystkich parafiach w Polsce i jeździł z nią po kraju, a warszawscy hierarchowie nie chcieli odbierać temu faktowi splendoru i siedzieli cicho. Poza tym nie chcieli się narażać ówczesnej władzy, pamiętając jak potraktowała ona księdza prymasa, a ich mogła potraktować o wiele gorzej. Mogliby obecnie powrócić do tych wydarzeń, ale komu się teraz z nich chce powracać do ubiegłego wieku. Ma w tym przypadku miejsce grzech zaniedbania; tym bardziej, że mogło to być prawdziwe objawienie Maryi, które zlekceważyły polskie władze kościelne.

    reklama spot_img

    Ostatnio dodane

    Jan Kazimierz w słuckim pasie

    20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic...

    Przeczytaj jeszcze to!

    2
    0
    Podziel się z nami swoją opiniąx