Blednie polityczna gwiazda Rafała Trzaskowskiego. Po przegranej w wyborach prezydenckich widać, że ani prezydent Warszawy ani jego najbliższe polityczne otoczenie nie ma najmniejszego pomysłu na to, jak spożytkować ponad 10 mln głosów zdobytych w kampanii.
Swoją inercją Trzaskowski zaczął irytować już nawet swoich najbliższych sojuszników. W weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej” jego działania ostro skrytykowała Agnieszka Kublik.
– Dostał w wyborach prezydenckich 10 018 263 głosy. Uznał, że mu się należały, że te miliony za nim pójdą. Dokądkolwiek. Jest odwrotnie. Tym milionom coś się od Trzaskowskiego należy. Czas, zapał, energia, pracowitość, kreatywność w dążeniu do obiecanego celu. […] Ale zaraz po przegranych wyborach Trzaskowski udał się donikąd. To PiS, choć znów wygrał i mógłby na krótko spocząć na laurach, wciela w życie kardynalną zasadę – kampania wyborcza zaczyna się dzień po wyborach – pisze Kublik.
– Tyle okazji, by stać się liderem. I przepuścił je wszystkie. […] Polityk, który nie potrafi budować swojego przywództwa, także z obywatelami niczego nie zbuduje. […] Od wyborów minął ponad miesiąc. A Platforma nadal nie ma pojęcia, jak chce rozmawiać z tymi, którzy poparli Trzaskowskiego. […] Platforma, by wygrać za trzy lata, już od miesiąca powinna pokazywać, że jej na tym zależy. A Trzaskowski? No cóż, przywódca musi chcieć przewodzić, by mógł przewodzić – uznaje dziennikarka „Wyborczej”.
Źródło: “Gazeta Wyborcza”