Miał być wypas i był. Piętnaście owiec wynajął Gdańsk do jedzenia trawy. Na „paśniku” pojawiła się kosiarka mechaniczna a w mediach ciekawe informacje o owczym biznesie wspólnika urzędnika.
Były już kozy, które miały być ekologicznymi kosiarkami na jednej z wysepek na Wiśle w Warszawie, finalnie zdychające z głodu. Gdańsk pozazdrościł pomysłu stolicy (wyjąwszy oczywiście zdychanie z głodu) i wprowadził do miasta owce. Szóstego sierpnia na stronie www.gdansk.pl można było poczytać entuzjastyczny artykuł na temat wypasu owiec w mieście, połączony z cytowaniem miejskich urzędników.
„Rozpoczął się pilotażowy projekt “Opływ na wypasie”. Na terenie parku nad Opływem Motławy po raz pierwszy wypuszczone zostało stado 15 owiec wrzosówek. Zwierzęta te zadbają o bioróżnorodność, dobrostan gleby oraz selektywne koszenie traw. Nad bezpieczeństwem zwierząt czuwa ich opiekun, baca Tymoteusz Hagno”, głosił ów artykuł.
I dalej: „Ich obecność i apetyt korzystnie wpłynie na stan terenów zielonych w parku Opływu Motławy. Wypas pozwoli na spowolnienie procesów odrastania wysokich roślin. Jak wynika z badań, tam, gdzie bytują owce, znikają chwasty, a pojawiają się wartościowe gatunki roślin.
– Wypas owiec to ekologiczny sposób na utrzymanie terenów zielonych – mówi Michał Szymański, zastępca dyrektora Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni ds. przestrzeni publicznej”.
Zaś cały tekst, poza zapewnieniami o licznych korzyściach, płynących z tego wypasu, wieńczyła zapowiedź, że jeśli projekt się sprawdzi, w przyszłości będzie rozszerzony. Widowiskowość projektu miało zapewniać przenośne ogrodzenie, paśnik, poidła, lizawki solne i „wiata” dla zwierząt. Lokalne media dodawały zaś, że owce będą „użyźniać glebę swoimi racicami” (czy rolnicy podnieśli się już po tym, jak padli ze śmiechu czytając powyższy cytat?). Minął tydzień i „sprawa się ryła”.
Zdjęcie z owcą i kosiarką
Najpierw lokalne portale obiegł film, na którym widać było jak najbardziej mechaniczną kosiarkę w miejscu, gdzie pasły się owce, co prowadziło do logicznego wniosku, że sympatyczne zwierzęta jako „naturalne kosiarki” się nie sprawdziły albo śmierdząca miastem wybujała trawa i chwasty zwyczajnie im „nie podchodziły”. Rzecz w tym, że owca, to nie koza, która zeżre wszystko. Owca lubi trawę a nie chwasty. Skoro jednak zdaniem urzędników sama obecność owiec wystarczy do pojawienia się „wartościowych roślin”…
Sprawę kosiarki wyjaśnił rzecznik gdańskiego magistratu Daniel Stenzel. „Została wykorzystana nasza dobra wola. Panowie zadzwonili do Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni z pytaniem, czy mogą sobie tam zrobić zdjęcie. I taką zgodę dostali, ale korzystając z okazji, niestety weszli do środka. Zdajemy sobie sprawę, jak to wyglądało, wyjaśniamy to. Natomiast najważniejsze, że nic się owcom nie stało, a dzisiejsza kontrola lekarza weterynarii to potwierdziła”, oznajmił. Tym sposobem rzecznik odpowiedział na kultowe pytanie – komu wierzysz: mnie czy swoim oczom. Pechowo dla miasta, sprawa nie zakończyła się na pamiątkowym zdjęciu z kosiarką.
Owczy biznes
Zaraz potem okazało się, że trzymiesięczny, ekologiczny wypas, to jednak niemały koszt, bowiem „wypożyczenie” 15 owiec kosztowało Gdańsk… 50 tys. złotych miesięcznie. Umowa z góry zakładała trzymiesięczny okres wypożyczenia. Dalej było jeszcze lepiej. Radio Zet ustaliło, że urzędnikiem odpowiedzialnym za zapytanie ofertowe w sprawie projektu „Opływ na Wypasie” był Jerzy Burdyński z Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni (GZDiZ), będący wspólnikiem w firmie HB Soda Pomorze (zajmującej się oczyszczaniem powierzchni). Okazało się, że wypożyczone za 150 tys. owce należą do Huberta Hagno, wspólnika Burdyńskiego.
Żeby nie było – wspólnik powiedział Radiu Zet, że przekazał swoje piętnaście owiec nieodpłatnie firmie Kamiś z okolic Przywidza, która wygrała w tej sprawie zapytanie ofertowe. Firma Kamiś zaś zajmuje się między innymi wulkanizacją samochodów ciężarowych i odbiorem odpadów budowlanych. Owce, jak wiadomo, gruzu ani opon samochodowych nie żrą, ale w GZDiZ dziwnym trafem nikt nie zawracał sobie głowy. Okazało się też, że zbieżność nazwiska „bacy”, odpowiedzialnego za opiekę nad gdańskimi owcami z nazwiskiem wspólnika nie jest przypadkowa. Tymoteusz Hagno to syn właściciela owiec. Hubert Hagno zapewnił, że jego syn pracę przy wypasie podjął jako wolontariusz, bo studiuje nauki przyrodnicze. Na jaw wyszło też, że cała „infrastruktura okołopaśnikowa” powstała w ciągu dwóch dni od otwarcia ofert.
Radni PiS w Gdańsku Przemysław Majewski i Andrzej Skiba na specjalnej konferencji prasowej poinformowali, że przygotowali zawiadomienie prokuratury ws. postępowania przetargowego na projekt “Opływ na wypasie”.
Pół godziny przed konferencją radnych PiS swój briefing zorganizował też rzecznik UM w Gdańsku Daniel Stenzel. Ujawnił, że pracownik GZDiZ odpowiedzialny za postępowanie ofertowe ws. wypasu owiec podpisał standardowe oświadczenie osób biorących udział w przetargach, że nie pozostaje z wykonawcą w żadnym stosunku prawnym bądź faktycznym i że został już zwolniony w trybie dyscyplinarnym, a odpowiedzialność innych osób z GZDiZ zostanie zweryfikowana po wynikach kontroli.
I z tego płynie lekcja dla innych urzędników – owczy pęd za kasą może się źle skończyć.
Powinni wysłać do pasienia i pilnowania owiec prezydent Gdański niejaką Anielę Dulską. Tą wstrętna baba przechodzi samą siebie. Wpierw kupiła rydwan za duże pieniądze, teraz wynajęła owce. Samą powinna żreć tą trawę.