Chory na covid-19 poseł Rosati „ubrał maseczkę” i przyszedł do sejmu. Odpowiedzi na pytanie, kiedy dezynfekcja sejmowych budynków i wysłanie wszystkich na dwutygodniową kwarantannę (jak raz przed Świętami) brak.
A to się porobiło! Pezetpeerowski aparatczyk, członek rady nadzorczej FOZZ, obecnie w randze posła Koalicji Obywatelskiej Dariusz Rosati, 13 grudnia ogłosił na Twitterze, że: „Dziś w Sejmie ważna debata o budżecie na 2023r i głosowania, w tym nad odwołaniem min. Ziobry. Niestety, muszę pozostać w domu (Covid), ale duchem i sercem wspieram Koleżanki i Kolegów z Koalicji Obywatelskiej, którzy na sali sejmowej walczą o praworządność i demokrację”, prezentując zdjęcie pozytywnego wyniku testu na Covid-19.
W samym ogłoszeniu nie byłoby nic dziwnego ani szczególnie interesującego – po dwóch latach prezentowanie testu na koronawirusa na nikim nie robi wrażenia, gdyby nie to, że tego samego dnia po południu, zakażony poseł pojawił się w sejmie. Uzbrojony w maseczkę Rosati przybył na salę obrad niższej izby parlamentu i z ostatnich rzędów wziął udział w głosowaniu nad odwołaniem ministra Ziobry.
Najwyraźniej jest wyznawcą doktryny prof. Simona, w myśl której uświadomiony politycznie koronawirus szalał na cmentarzach, ale nie był groźny na „walczących o wolność” feministycznych spędach. Poseł Rosati wziął sobie do serca partyjne polecenie obowiązkowego stawiennictwa oraz powyższą opinię pana profesora i dlatego udał się do sejmu, w którym opozycja, jak powszechnie wiadomo, „walczy o demokrację”, torpedując działania i atakując demokratycznie wybrane władze.
Chyba, że jednak chodzi o coś innego i przez dwa lata społeczeństwo było regularnie robione w tzw. bambuko przez obie zaciekle zwalczające się strony sporu politycznego. Jeszcze dwa lata temu po takim występie, wszyscy posłowie i pracownicy sejmu musieliby pójść na kwarantannę, wszystkie sale zostać poddane dezynfekcji, a Rosati otrzymać karę grzywny, chyba ze 30 tysięcy złotych. Tymczasem nic nie wskazuje, by takie działania miały zostać podjęte.
Wyjaśnienie
Owszem, minister Niedzielski dosłownie się zagotował, podobnie jak wszyscy zwolennicy szczepień oraz omaseczkowania narodu, ale opozycja nie widzi problemu.
– Od 28 marca covidu, zgodnie z nowymi wytycznymi pana ministra zdrowia, po prostu nie ma. Pokazujemy, że tak jak i pan, i ja, jeżeli ktokolwiek byłby chory, jest to traktowane jako przeziębienie. Pan poseł ubrał maseczkę i przyszedł w miejsce pracy, bowiem pani marszałek nie zezwala na zdalne głosowanie. Gdyby nie przyszedł, dziś miałbym pytanie, dlaczego nie był na głosowaniu, i to tak ważnym. (…)od marca tego roku nie ma czegoś takiego jak izolacja czy kwarantanna – stwierdził Borys Budka pytany o sprawę przez dziennikarza wp.pl.
Po raz kolejny okazało się, że nie taki koronawirus straszny, jak go Niedzielski maluje. Trzeba było tylko odpowiedniej hucpy, żeby opozycja wyłamała się z obowiązującej narracji. Poseł Rosati i jego koledzy w swoim zacietrzewieniu i nienawiści do Zbigniewa Ziobry przeoczyli nie tylko to, że nie będą w stanie go odwołać, ale o i to, że swoim zachowaniem obnażają jedno wielkie kłamstwo, w budowaniu którego sami brali czynny udział. Skoro zakażony covidem poseł Rosati jest tylko przeziębiony, to samo dotyczy i wszystkich Polaków. Każdy zakażony covidem, jest więc tylko przeziębiony i nikomu nie można więc na tej podstawie zakazać pójścia do pracy, szkoły, sklepu, kościoła. A jeśli tak, to jakim prawem przez dwa lata zakazywano? Prof. Grzesiowki wszak stwierdzał „Jak nie będzie ograniczeń, wymrze 10 proc. społeczeństwa”, prof. Simon, że „będziemy umierać na stojąco”, a prof. Horban, że będzie milion hospitalizowanych, zaś zakażeń będzie tyle, że „zabraknie stadionów” (do przerabiania na szpitale tymczasowe). A tu jednego i tego samego dnia poseł Rosati wpycha sobie patyk do nosa, pokazuje, że jest chory na chorobę, która zdaniem ww. naukowców miała zdziesiątkować naród, po czym przyłazi do sejmu. Jeśli wierzyć panom ekspertom, stanowił śmiertelne zagrożenie. Chyba, że nie stanowił, ale w takim razie nie stanowią go też i raczej nie stanowili inni zakażeni. To po co był cały ten cyrk?
Polska język – trudna język
Swoją drogą, ciekawy przypadek i z posła Budki. Nie umie prawidłowo wypowiadać się w języku polskim, a chciałby rządzić krajem. „Ubrał maseczkę”? Panie pośle Budka, może pokaże pan narodowi maseczkę ubraną przez posła Rosatiego, z którą – jak można wnioskować z pana wywodu – przyszedł on do sejmu. W co ją ubrał? W kreację „by Teresa Rosati”? Czy może w coś przywiezionego z Los Angeles przez Weronikę? Naród chętnie zobaczy. Może się zainspiruje i zacznie ubierać swoje maseczki, zalegające w szufladach jak Polska długa i szeroka. Takie maseczki mają prawo czuć się zapomniane i odrzucone, więc może poseł Rosati ze swoim pomysłem tchnie w nie nowe życie. I nastąpi bliski sercu Donalda Tuska recykling. A może lepiej, żeby pan zamiast jątrzyć i dzielić, poświęcił się lekturze książek traktujących o gramatyce języka polskiego?
Wnioski
Jaki wniosek zaś płynie z powyższej historii? Ano chyba tylko taki, że po raz kolejny okazuje się, że koronawirus jest dla „maluczkich”, a w gruncie rzeczy jest równie groźny jak każde inne przeziębienie. No i że na naukę języka polskiego nigdy nie jest za późno. I proszę to potraktować jako życzliwą radę panie pośle Borysie Budka.