Liberałowie i lewicowcy wymyślili „tajną policję” Trumpa. Tak nazywają wspólne patrole funkcjonariuszy różnych agencji federalnych, które prezydent rzucił do przywrócenia bezpieczeństwa amerykańskich miast.
– Senatorowie i samorządy miast wyłonione przez partię demokratyczną wyrażają zaniepokojenie działaniami „tajnej policji” Trumpa – poinformował dziennik „The Independent”.
Jak pisze gazeta, powodem liberalnych strachów są piesze patrole sił federalnych, które przywracają porządek w miastach, które uległy anarchii BLM i Antify. Do walki z bezprawiem prezydent USA powołał różne agencje federalne. Dlatego w skład patroli wchodzą funkcjonariusze służby granicznej, SecretSevice i szeregu innych formacji departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego.
„The Independent” informuje, że wspólne pododdziały dały się poznać ze skuteczności w zanarchizowanym Portland, którego ulice od dwóch miesięcy były areną niepokojów i rabunków. Uzbrojone patrole bez znaków identyfikacyjnych skutecznie wyłapują rabusiów i prowodyrów zadym.
Wg dziennika, pierwotnym zadaniem powołanych do życia jednostek była ochrona federalnych obiektów. Ponieważ większość funkcjonariuszy i żołnierzy służb federalnych była szkolona do starć w warunkach bojowych, liberałowie twierdzą, że podczas zatrzymań lewackich aktywistów zachowują się brutalnie.
– Łamią prawa konstytucyjne obywateli amerykańskich – tak brzmi główny zarzut polityków partii demokratycznej. „Przecież ludzie mają swobodę wyrażania poglądów, nadaną w pierwszej poprawce do konstytucji”, atakują Trumpa liberalne media.
Tymczasem Biały dom wyjaśnia. Przestrzegając konstytucji, prezydent nie wprowadził do miast regularnej armii. W tym celu po atakach terrorystycznych 11 września jego poprzednicy utworzyli departament bezpieczeństwa wewnętrznego.