Redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” nie pozostawia złudzeń. Ambasador Stanów Zjednoczonych, Georgette Mosbacher powinna zostać niezwłocznie odwołana.
– Pani ambasador Georgette Mosbacher nie pierwszy raz przekracza granicę i zachowuje się nie jak dyplomata, ale jak karbowy lub, używając nieco bardziej współczesnego języka, nadzorca. Poucza, upomina, strofuje, nagradza i karze, grozi i łaje. O ile jednak jej wcześniejsze wybryki można było jeszcze usprawiedliwić nadmiernym i nazbyt ostentacyjnym zabieganiem o amerykańskie interesy, to jej ostatni wyczyn wymaga reakcji stanowczej i zdecydowanej – pisze Lisicki.
Poszło o wywiad dla portalu Wirtualna Polska. Mosbacher mówi tam wprost, że „…w kwestii LGBT jesteście po złej stronie historii. Mówię o postępie, który się dokonuje bez względu na wszystko. Używanie tego typu retoryki wobec mniejszości seksualnych jedynie wyobcowuje Polskę”. Co ma wpływ na „decyzje inwestycyjne oraz sprawy militarne”.
Lisicki zauważa, że w tych słowach trudno nie dopatrzyć się zawoalowanej groźby i szantażu. I że zachowanie Mosbacher przypomina zachowania ambasadorów państw ościennych z czasów przedrozbiorowych i PRL.
– Najkrócej mówiąc, Warszawa powinna jednoznacznie określić panią ambasador USA jako persona non grata i pobyć się jej ze swoich granic – podsumowuje pożądane konsekwencje aktywności Mosbacher redaktor naczelny „Do Rzeczy”.
Źródło: Do Rzeczy