Chińscy komuniści złamali międzynarodowe gwarancje niezależności Hongkongu, prowokując upadek światowego centrum gospodarczego. W odpowiedzi USA wprowadziły sankcje, które pozbawiają enklawę uprzywilejowanego statusu, grożąc Pekinowi opcją atomową. Z Hongkongu uciekają firmy i banki, a walizki pakuje milion mieszkańców.
„Od dziś »zero« przywilejów. Koniec ze specjalnym statusem i eksportem wrażliwych technologii. Odtąd odnosimy się do enklawy tak samo, jak do kontynentalnych Chin”. Z takimi słowami prezydent USA podpisał dwa dokumenty, które otwierają nowy rozdział w stosunkach amerykańsko-chińskich. Oba dotyczą przyszłości Hongkongu, która rysuje się wyłącznie w ponurych barwach.
Szok
Pierwszym dokumentem jest ustawa Kongresu wprowadzającą sankcje za to, że Pekin w bezprecedensowy sposób złamał własne gwarancje autonomii Hongkongu. Ponadto Donald Trump podpisał prezydencki dekret anulujący szereg przywilejów, którymi cieszyła się enklawa w relacjach z USA.
Na mocy obu aktów prawnych Stany Zjednoczone zastrzegły sobie prawo karania chińskich komunistów, którzy podeptali suwerenność byłej kolonii Wielkiej Brytanii. Sankcje Kongresu rozciągają się również na banki i firmy, które skorzystają na pełzającej aneksji Hongkongu. Dlatego na mocy dekretu prezydent wycofał większość preferencji gospodarczych, którymi w USA cieszył tamtejszy biznes.
Aby uzmysłowić ciężar gatunkowy amerykańskich sankcji, trzeba wskazać unikalne miejsce enklawy na mapie globalizacji. Dzięki uprzywilejowanym relacjom z USA, Wielką Brytanią i UE, Hongkong miał status jednej z gospodarczych stolic świata.
Tamtejsza giełda była najważniejszą instytucją całej Azji. Na równi z nowojorskim i amsterdamskim odpowiednikiem oraz londyńskim City, Hongkong dyktował warunki na globalnym rynku kapitałowym.
Dziś Hong Kong jest rozdarty. Młode pokolenie z pewnością nie podda się i nie porzuci ojczyzny. W przeciwieństwie do kilkuset tysięcy posiadaczy brytyjskich paszportów, którzy już pakują walizki. Chętnych do emigracji uzbiera się ponad milion, gdyż Londyn obiecał, że Brytyjska Wspólnota Narodów „zaopiekuje się wszystkimi, którzy opuszczą chińską autonomię”, informuje agencja Reutera.
Nie dość tego. Ekskluzywny status uczynił enklawę handlowym i technologicznym oknem na świat kontynentalnych Chin. Wg BBC za pośrednictwem Hongkongu komunistyczny reżim pozyskiwał 60 proc. zagranicznych inwestycji i 70 proc. kapitałów.
Wszystko dzięki kapitalizmowi, którego model Hongkong odziedziczył po Wielkiej Brytanii. Z jedną za to istotną uwagą: enklawa była dotąd potęgą gospodarki rynkowej, bo prawnie gwarantowała nienaruszalność własności prywatnej.
Fundamentalne znaczenie miała zatem polityczna niezależność od Chin na czele z demokratycznym ustrojem i prawami obywatelskimi.
Pełzająca aneksja
Żeby zrozumieć unikalne miejsce Hongkongu, trzeba na chwilę cofnąć się aż do XIX w. W 1842 r. cesarskie Chiny doznały poniżającej klęski w konflikcie z Wielką Brytanią, który zapisał się w historii pod nazwą wojen opiumowych.
Na mocy traktatu pokojowego enklawa stała się brytyjską kolonią. W 1898 r. Londyn przedłużył z Pekinem dzierżawę półwyspu o kolejne 99 lat. Jednak od 1 lipca 1997 r. w miejsce brytyjskiej flagi nad Hongkongiem powiewa czerwony sztandar ChRL.
Tyle że warunkiem formalnego zjednoczenia była formuła „jedno państwo dwa systemy”. Brytyjczycy wynegocjowali dla byłej kolonii autonomię porównywalną z niepodległością.
Hong Kong ma demokratyczną konstytucję, niezależną walutę i anglosaskie prawo. Wszyscy zamieszkujący Hongkong przed zjednoczeniem otrzymali brytyjskie paszporty. Co najważniejsze, Pekin zgodził się uszanować autonomię do 2047 r.
Oczywiście, że chińscy komuniści próbowali przejąć nad enklawą pełną kontrolę. Zawsze ulegali jednak protestom obywateli Hongkongu. Najważniejsza okazywała się presja amerykańska i brytyjska.
Pekin odniósł sukces w 2020 r. Świat zajął się walką z koronawirusem, epidemia zamroziła aktywność mieszkańców Hongkongu, którzy w 2019 r. nie schodzili z ulic, skutecznie protestując przeciwko zakusom kontynentalnych Chin.
Dziś Pekin dokonał pełzającej aneksji, do czego wykorzystał furtkę pozostawioną w konstytucji autonomii. Enklawa nigdy nie uchwaliła wykonawczego prawa chroniącego wewnętrzny porządek.
Dlatego 1 lipca chiński parlament zatwierdził własną ustawę „O bezpieczeństwie Hongkongu”. Na podstawie celowo nieprecyzyjnych paragrafów uznał, że ekstremizmem i terroryzmem jest wszelki opór przeciwko komunistycznym Chinom.
Odtąd każdemu demonstrującemu niezadowolenie z chińskich porządków grozi wyrok od trzech lat do dożywocia. Dowody zbierają funkcjonariusze specjalnie przysłani z Chin. Postępowania karne toczą się według komunistycznego prawa, a decyzję podejmują sędziowie delegowani z kontynentu.
Upadek
Dlaczego Pekin właśnie teraz zarżnął kurę znoszącą złote jaja? Jak ocenia BBC, nastąpił cały splot okoliczności. „Chiny znalazły się pod gradem międzynarodowych oskarżeń o ukrywanie epidemii koronawirusa”. „Jakby chciały Hongkongiem ukarać świat za to, że patrzy na większość globalnych wyzwań inaczej niż one”, komentują brytyjscy eksperci.
Mówiąc wprost, jest to pokaz siły i próba odzyskania prestiżu wśród klienteli państw trzeciego świata. Chyba udana, skoro rezolucję ONZ o nowych prawach Chin w Hong Kongu poparło 60 państw, a tylko 27 było przeciw.
Istotną rolę odgrywają również czynniki wewnętrzne. Metodami policyjnymi Pekinowi udało się ugasić wuhańską epidemię. Mimo tego (a może dlatego) wiara w cud gospodarczy i mit nieomylności partii komunistycznej zostały nadwyrężone.
Ponadto bieżącą sytuację ekonomiczną komplikują inne klęski żywiołowe. Północne Chiny walczą z gigantycznym najazdem szarańczy, południowe z równie niszczącą powodzią.
Reakcją jest odgórna kampania antyzachodniego nacjonalizmu z silnym podtekstem rasistowskim. Kolejna faza powrotu byłej kolonii białych diabłów do macierzy ma dowartościować Chińczyków i na nowo rozbudzić ambicje globalnej ekspansji.
Wreszcie ogromne znaczenie mają kuluarowe rozgrywki za murami pekińskiego zamkniętego miasta. Monolit autorytarnej władzy przewodniczącego Xi Jinpinga jest pozorny. Rośnie partyjna opozycja, która zarzuca dożywotniemu liderowi złamanie zasad ojca chińskich reform Deng Xiaopinga. Chodzi o kolektywne, a zatem rotacyjne kierowanie partią i chinami. Nie mniej ważna jest reguła unikania konfrontacji z Zachodem.
Tymczasem, jak wskazuje casus Hong Kongu, dla Xi Jinpinga cel uświęca wszelkie środki. Dlatego na enklawę padł blady strach. Wśród mieszkańców skutecznie okazujących opór zapanowała rozpacz.
„Drakońskie przepisy ustawy o bezpieczeństwie uczyniły bezcelowymi masowe demonstracje”, mówią BBC obrońcy demokracji i wskazują przykład. 1 lipca do dymisji podali się liderzy opozycyjnej organizacji Demosistõ.
„Oczywiście będziemy nadal protestować na ulicach” – mówią aktywiści, ale już pierwszego dnia po wprowadzeniu chińskich porządków służby bezpieczeństwa aresztowały 350 osób.
Dziś Hongkong jest rozdarty. Młode pokolenie z pewnością nie podda się i nie porzuci ojczyzny. W przeciwieństwie do kilkuset tysięcy posiadaczy brytyjskich paszportów, którzy już pakują walizki. Chętnych do emigracji uzbiera się ponad milion, gdyż Londyn obiecał, że Brytyjska Wspólnota Narodów „zaopiekuje się wszystkimi, którzy opuszczą chińską autonomię”, informuje agencja Reutera.
W podobnym kierunku zmierzają banki i firmy, które po wycofaniu amerykańskich preferencji już myślą o przeniesieniu działalności. Niekoniecznie do innego państwa, bo spore szanse przejęcia finansowej roli enklawy ma Szanghaj.
Chyba, że Waszyngton podejmie kroki odwetowe na pełną skalę. O tym, że takie plany istnieją, świadczą tym razem zgodne zapowiedzi republikańskich i demokratycznych kongresmenów. Nawet spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, zaciekle walcząca z administracją Donalda Trumpa, tym razem przyklasnęła Mike’owi Pompeo.
Jak ujawnił sekretarz stanu, Waszyngton rozważa użycie wobec Pekinu opcji atomowej. Chodzi o drastyczne ograniczenie dostępu instytucji finansowych Hongkongu do transakcji w amerykańskiej, a więc globalnej walucie.
Enklawa jest trzecim dolarowym rynkiem świata. Miejscowa waluta, dolar Hong Kongu, w odróżnieniu od chińskiego juana, jest przywiązana do dolara amerykańskiego.
Taka zależność przyciągała do enklawy inwestorów ze wszystkich kontynentów. Groźba walutowej izolacji połączona z sankcjami wobec banków popierających Pekin radykalnie zmieniłaby położenie samej enklawy oraz jej kluczowe znaczenie dla chińskiej gospodarki.
Sprowokowanie finansowej wojny jądrowej, jak BBC nazywa plan Mike’a Pompeo, postawiłoby globalne rynki przed wyborem: zachować dobre relacje z Chinami, jako wschodzącą gospodarką, czy postawić na USA, globalną potęgę ekonomiczną, a na dodatek dysponenta światowej waluty?
Donald Trump zdecydował o wprowadzeniu wobec Chin ograniczonych, a więc ostrzegawczych sankcji, jednak Pompeo mówi jasno, że uważa wariant jądrowy za otwarty.
Sekretarz stanu nie ukrywa, że USA chcą ukarać Chiny za brutalne łamanie zobowiązań respektowania autonomii Hong Kongu do 2047 r. W jeszcze większej mierze za chiński atak na wolność słowa i demokrację.
Tekst pierwotnie ukazał się na łamach Gazety Finansowej.