Skumulowanie w jednym czasie dużej liczby zakażonych powoduje, że duża liczba chorych potrzebuje hospitalizacji i respiratorów – powiedziała PAP epidemiolog prof. Joanna Zajkowska. Zaapelowała też o noszenie maseczek i trzymanie dystansu, bo to spowalnia transmisję wirusa.
“Im więcej mamy zakażeń, tym większe będą liczby osób potrzebujących respiratorów i więcej będzie zgonów” – powiedziała wojewódzka konsultant w dziedzinie epidemiologii prof. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, pytana przez PAP o coraz większą liczbę osób podłączonych do respiratorów, a także o informacje o rosnącej liczbie zmarłych.
We wtorek Ministerstwo Zdrowia podało, że w kraju potwierdzono koronawirusa u kolejnych 9291 osób. Zmarło 107 chorych. Z wtorkowych danych resortu wynika, że w szpitalach z powodu SARS-CoV-2 przebywało 8962 pacjentów, z czego 725 z nich pod respiratorami.
“Wiemy, że 80 proc. zakażonych przechodzi zakażenie bezobjawowo bądź skąpoobjawowo, ale 20 proc. wymaga hospitalizacji. Wśród tej grupy są osoby, które wymagają agresywnej terapii, czyli tlenoterapii czynnej już z respiratorem i zdarzają się zgony” – powiedziała. Dlatego – jak podkreśliła epidemiolog – bardzo ważne są obostrzenia i samokontrola.
Po raz kolejny zaapelowała o noszenie maseczek i zachowanie dystansu, bo to – jak powiedziała – “spowolni transmisję wirusa”.
“W ten sposób zmniejszamy liczbę zakażonych w jednym czasie. Skumulowanie dużej liczby zakażonych w jednym czasie powoduje, że duża liczba pacjentów będzie potrzebowała respiratorów i hospitalizacji, co może nie spotkać się z odpowiednią liczbą miejsc dla nich” – dodała Zajkowska.
Pytana, czy dzienna liczba wykonywanych testów jest wystarczająca, powiedziała, że powstają kolejne punkty, żeby usprawnić jak najszybsze wykonywanie testów. Podkreśliła, że to bardzo ważne, bo to – jak mówiła – “przyspiesza identyfikację osób zakażonych, izolację czy kwarantannę osób z kontaktu”.
“To są metody, które mają wpływ na spowolnienie rozwoju epidemii” – mówiła.
Zauważyła, że w ostatnim czasie w bardzo dużym tempie przybywa nam zakażonych. Dodała, że na razie za wcześnie mówić o efektach wprowadzonych obostrzeń.
“Istnieje pewna bezwładność, okres wylęgania choroby wynosi od 5 do 7 dni. Zatem ujawniane teraz zakażenia, to są te, do których doszło przed tygodniem bądź dziesięcioma dniami. Wprowadzenie obostrzeń i egzekwowanie ich przyniesie efekt po tygodniu, a najlepiej dwóch. Wtedy powinno być widać zmniejszenie przyrostu zakażeń” – powiedziała Zajkowska. W jej ocenie bardzo prawdopodobne jest, że przekroczymy w tym tygodniu 10 tys. zakażeń jednego dnia. (PAP)
Autorka: Sylwia Wieczeryńska