Prokuratura i sąd uznały „Krystka” jedynym winnym afery pedofilskiej w sopockiej „Zatoce Sztuki”. Tymczasem za plecami kozła ofiarnego, którym jest drobny rzezimieszek, ukrywa się milioner. Opuścił areszt za kaucją 15 tys. złotych.
– Musiała zginąć przepiękna, jasna dziewczyna, żebyśmy odkryli paskudztwo i mrok skryty w mieście, gdzie od dawna masowo wąchało się kokainę, gdzie odchodziły imprezy z małolatkami – tak o sprawie Krystiana W., „Krystka” opowiadał w „Newsweeku” Piotr Głuchowski. Tojeden z reporterów, który badał aferę pedofilską.
Wskazywał, że za plecami jedynego oskarżonego o gwałt i doprowadzenie do samobójstwa nastolatki z Sopotu działa tajemniczy milioner.
Jego tożsamość skrywały inicjały Marcin T. Tak było do emisji dokumentu o pedofilii w sopockim klubie. Reżyser Sylwester Latkowski bodaj po raz pierwszy na antenie TVP ujawnił, że chodzi o Marcina Turczyńskiego.
To w Trójmieście znana postać, stworzył bowiem „dyskotekowe imperium”, do którego przed zamknięciem należał pedofilski klub. Autor dokumentu mówi o Turczyńskim, że jest „przyjacielem celebrytów”. Wzywa Borysa Szyca, Radosława Majdana i Jarosława Bieniuka do ujawnienia prawdy o tym, czym zajmowała się Zatoka. Bo sztuką, jak głosił statut z pewnością nie.
Wiadomo na pewno, że klub miał wydzieloną część, w której oferowano seks z nieletnimi. W takim razie, jak pytał w studiu TVP Latkowski, „dlaczego Marcin T. nadal chodzi wolny?”.
Według trójmiejskiej prokuratury i sądów jedynym oskarżonym i winnym nakłaniania nastolatek do seksu jest „Krystek”, czyli Krystian W. Latkowski nazywa „kierowcą łódki przyjaciela celebrytów”. Mówiąc prościej, to drobny alfons, którego rola polegała na wabieniu ofiar do klubu, szantażowaniu i gwałceniu w razie stawiania oporu.
Tymczasem Marcin T. który również usłyszał zarzuty czynów kryminalnych, wyszedł z aresztu za kaucją. – Dlaczego tak się dzieje – zadaje kolejne pytanie reżyser dokumentu, że biznesmen obracający milionami wychodzi na wolność za kaucją w symbolicznej wysokości 15 tys. zł. Kolejny rachunek za wolność, związany z innym podejrzeniem w tej samej sprawie, opiewa na równie śmieszną kwotę 30 tys. złotych.
– Przeciętnego człowieka zapakowalibyście do kryminału bez mrugnięcia okiem – powiedział Latkowski pod adresem wymiaru sprawiedliwości. Miał na myśli zagadkową nierówność wobec prawa i nie mniej tajemniczą wyrozumiałość, jaką wykazały się sądy oraz prokuratura akurat wobec właściciela „trójmiejskiej sieci nocnych rozrywek”.
Więcej światła na sylwetkę Marcina T. rzuca dziennikarz „Onetu” Mikołaj Podolski: – Informator Latkowskiego twierdził, że milioner miał w „Zatoce Sztuki” tajny pokój do uprawiania seksu z młodymi dziewczynami. Nazywał go „ruchajłem”.
Skłonności erotyczne nie są przestępstwem. W odróżnieniu od udokumentowanych sygnałów o mataczeniu w aferze pedofilskiej i naciskach wywieranych na świadków. Oraz w odróżnieniu od wielu niewyjaśnionych przez prokuraturę wątków. Takich jak bliskie kontakty z wieloma trójmiejskimi policjantami, którzy podobnie jak prokuratorzy uporczywie odmawiali wszczęcia dochodzenia w sprawie pedofilii i przemocy seksualnej.