Kraj, w którym 70 proc. dochodów pochodzi z turystyki, stanął na progu katastrofy. Sytuację próbuje opanować cerkiew.
Rząd Gruzji wprowadził drakońskie kroki w zwalczaniu epidemii. W ramach profilaktyki kraj został praktycznie odcięty od świata, a gospodarka i mieszkańcy unieruchomieni.
Gruzini stanęli przed widmem masowego bezrobocia i braku dochodów. Złe nastroje usiłuje opanować cerkiew, wzywając wiernych do modłów o pokonanie pandemii.
O kolejnych ograniczeniach w życiu Gruzini dowiadują się z telewizyjnych komunikatów centrum kryzysowego. Rząd uspakaja, że Kaukaz należy do „zielonych stref pandemii”, a 40 odnotowanych przypadków zarażeń dotyczy osób przybyłych z Chin, Iranu i Europy Zachodniej.
Niemniej jednak pandemia przelała czarę ekonomicznej goryczy mieszkańców. Gruzja stosunkowo niedawno wyszła z poważnego kryzysu gospodarczego wywołanego rosyjskim embargiem. W 2018 r. w odwecie za antykremlowskie demonstracje w Tbilisi, Putin przerwał połączenia z Gruzją oraz zablokował import win i innych towarów rolno-spożywczych.
Kolejny cios zadała ciepła zima, która naraziła na straty infrastrukturę wypoczynkową, unieruchamiając kurorty narciarskie. Obecnie dzieła dopełniła pandemia, stawiając kraj o turystycznym i rolniczym profilu gospodarki na skraju katastrofy.
Z podobnymi problemami boryka się cały Kaukaz oraz Azja Środkowa. Armeńscy, tadżyccy i kirgiscy imigranci zarobkowi zostali odcięci od rosyjskiego rynku. Azerbejdżan, Turkmenia i Kazachstan liczą straty z powodu załamania cen ropy naftowej i gazu.
- Patrz także: Kazachstan wyprowadza armię na ulice