Policja ma nowe zadanie. Po sukcesach w ściganiu emerytów za wpisy o Owsiaku, zabrała się za ściganie “Zorro” z Tarnowa. Jest więc oczywiste, że służby nie mają czasu, by zająć się takimi “drobiazgami” jak nielegalne spoty wyborcze wspierające Trzaskowskiego czy ukraińskie groźby wobec Karola Nawrockiego.
Rafał Trzaskowski wybrał się do Tarnowa. Niespodziewanie całe show skradł mu “Zorro”, który pojawił się na dachu jednej z kamienic przy rynku, gdzie trwał wiec Rafała. “Zorro” pojawił się przy ogromnym banerze “#Byle nie Trzaskowski” i machał do zgromadzonych. Jak przystało na legendarnego bohatera – zniknął, zanim tarnowskie wcielenia “sierżanta Garcii” zdołały pokonać schody i wbiec na dach kamienicy. “Zorro” zniknął, ale policja wszczęła postępowanie. Funkcjonariusze zapewnili, że “prowadzą intensywne działania, analizując zapisy z monitoringu i przesłuchując świadków zdarzenia”.
“Zorro” z miejsca został gwiazdą internetu i mediów. Internauci uznali, że “władzy trzeba pomóc”, więc w mediach społecznościowych hulają “portery pamięciowe” Zorro, a internauci zwracają uwagę na jego “znaki szczególne” – czarną pelerynę, czarny kapelusz i maskę. Padają też uwagi, że Zorro miał konia – Tornado i proponują namierzenie go oraz przesłuchanie jako pomocnika. Tu może się przydać Roman Giertych ps. koń. Nie wiadomo, czy policja skorzysta z tych rad. Niektórzy internauci już rozszyfrowali sprawę, zadając pytanie, czy policjanci nigdy telewizji nie oglądali i tłumacząc, że po 1) Zorro zawsze ucieknie, po 2) wszyscy wiedzą, że Zorro to Diego de la Vega. Wskazują też, że skoro Zorro walczył o przyłączenie Kalifornii do USA, warto szukać go w tamtych stronach i poprosić o pomoc amerykańskie służby. Inni z kolei zastanawiają się, jak wygląda “sierżant Garcia”, ale ta sprawa została już rozstrzygnięta.

Całość bawi do łez, ale potem te łzy przestają być łzami śmiechu. “Zorro” jest ścigany za baner przeciwko Trzaskowskiemu. Policja nie ściga za banery wymierzone w Karola Nawrockiego. Nienawistna, hejterska kampania wymierzona w wyborców prawicy, przypominająca antysemickie przedwojenne niemieckie kampanie, jest określana jako satyra. Na szczęście są “poważni dziennikarze”, jak Dominika Wielowieyska z “Wyborczej”, która “połączyła kropki” i przypomniała, że Zorro używał litery “Z”, a chyba każdy wie, pod jaką literą Rosja zaatakowała Ukrainę. “Szczególnie litera Z jest tu symptomatyczna, biorąc pod uwagę fakt, że Karol Nawrocki zapowiedział wczoraj, że – wbrew wieloletniej narracji PiS, a zgodnie z narracją Kremla – Ukraina nigdy nie powinna się znaleźć w NATO” – napisała na X (na szczęście nie zajęła się jeszcze Radiem ZET, ale pewnie tylko dlatego, że stacja nie zaprosiła jeszcze “Zorro” do udzielenia wywiadu). Pozostaje tylko poczekać na oświadczenie Służb Bodnara, że Zorro zawsze był “ruskim agentem”. Zresztą do podobnych wniosków doszła też Joanna Lichocka. I obie panie doszły do nich całkiem serio.
Żyjemy w państwie, w którym policja miesiącami nie jest w stanie złapać morderców, pomija groźby karalne pod adresem kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego, a zajmuje się sprawdzaniem mediów społecznościowych pod kątem wpisów na temat Jerzego Owsiaka i ściga “Zorro”. Notabene, kiedy na trasie marszu Powstania Warszawskiego w Warszawie, uczestników Marszu “pozdrawiał” typ w okularach przeciwsłonecznych, który z tęczową “flagą” za plecami, wywalał język i klepał się po genitaliach, warszawska policja jakoś nie była szczególnie zainteresowana skutecznym pościgiem.