Niedawno media obiegła informacja o tym, że szwedzki model walki z koronawirusem przynosi efekt. Portal Prawy.pl donosi: „Na stronie amerykańskiego »Newsweeka« (który należy do innego wydawcy niż ten w Polsce) ukazał się artykuł »Szwecja, która nigdy nie miała blokady, obserwuje gwałtowny spadek liczby przypadków COVID-19, a reszta Europy cierpi na gwałtowny wzrost«. Szwedzki model polegał na tym, że decyzją władz kraju nie zniszczono gospodarki (przez co miliony ludzi znalazły się w nędzy) w imię walki z COVID, tak jak to zrobiono w innych krajach na świecie”.
Dodajmy, że władze nie wprowadziły nakazu noszenia na twarzy ściereczek i w ogóle postawiły na rozsądek obywateli. Być może rządzący uznali, że Szwedom wystarczy terror, jaki przynieśli ze sobą słynni na cały świat „inżynierowie i lekarze” z odległych, południowych krain i że kolejnego terroru, tym razem „obostrzeń sanitarnych”, ten dzielny lud skandynawski, będący potomkami walecznych Wikingów, nie zdzierży i urządzi swoim nadzorcom „krwawą łaźnię sztokholmską”, nawiązując w ten sposób do wydarzenia z 1520 r., czyli sprzed równo 500 laty. Z tym, że obecnie to nie władza zbuntowanych poddanych, ale zbuntowani poddani władzę ścinać będą.
Jakby nie było, z cytowanego przez portal artykułu można się dowiedzieć, że „według najnowszego raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), liczba nowych przypadków na 100 000 osób w Szwecji zgłoszonych w ciągu ostatnich 14 dni od 29 lipca spadła o 54 procent w porównaniu z liczbą zgłoszoną w ciągu 14 dni wcześniej. Tymczasem w innych częściach Europy odnotowano duży wzrost liczby nowych przypadków w tym samym okresie (…) W Hiszpanii, Francji, Niemczech, Belgii i Holandii, (…) odnotowano wzrost od 40 do 200 procent w ciągu ostatniego miesiąca, zgodnie z najnowszym raportem WHO”.
Prawy.pl pisze też: „Jak informuje amerykański »Newsweek«, »Anders Tegnell, główny epidemiolog w szwedzkiej agencji zdrowia publicznego, który kierował w Szwecji walką z COVID-19, powiedział w wywiadzie udzielonym UnHerd, że kontrowersyjna strategia przeciwdziałania blokadom w kraju odniosła sukces w dużym stopniu«”. Zdaniem szwedzkiego epidemiologa „dobrowolne środki [podk. R.K.], które wprowadziliśmy w Szwecji, były tak samo skuteczne, jak całkowite zamknięcie w innych krajach. Obecnie obserwujemy gwałtownie spadającą liczbę przypadków, ciągle mieliśmy działającą opiekę zdrowotną, w każdym momencie były wolne łóżka, nigdy nie było tłoku w szpitalach”.
Zgodnie z przewidywaniami szwedzkich epidemiologów lockout nic nie dał, informuje Prawy. pl. „W innych krajach w ramach lockoutu bezsensownie zniszczono gospodarkę. A model opierający się na naturalnym przebiegu epidemii i zachowaniu gospodarki zapewnił w Szwecji wypalenie się epidemii bez wysokich kosztów społecznych”.
Tymczasem w krajach, w których wprowadzono reżimy i obostrzenia, nie tylko zatruto klimat społeczny, obniżono poziom wzajemnego zaufania obywateli, doprowadzono gospodarki do kryzysu, ale jeszcze zaobserwowano dalszy rozwój „pandemii”. W Hiszpanii, Francji, Niemczech, Belgii i Holandii odnotowano wzrost od 40 do 200 proc. w ciągu ostatniego miesiąca, zgodnie z najnowszym raportem WHO, informuje portal Prawy.pl.
A co czeka Szwedów jesienią, kiedy w związku z sezonem grypowym może dojść do wzrostu liczby zakażeń grypowych i paragrypowych, w tym koronawirusowych? Jak pisze portal Onet.pl, mimo zmniejszającej się liczby nowych zakażeń SARS-CoV-2, 30 lipca władze Szwecji przedłużyły do końca roku zalecenie o pracy zdalnej. „Musimy zrobić wszystko, aby utrzymał się pozytywny trend” – podkreślała minister ds. socjalnych Lena Hallengren, cytowana przez portal. Według Andersa Tegnella rekomendacja o pracy z domu ma wpłynąć jesienią na zmniejszenie liczby ludzi korzystających ze środków transportu publicznego. – Chcemy w ten sposób chronić osoby, które pracują w usługach albo w służbie zdrowia, aby mogły korzystać z komunikacji zbiorowej bez narażenia zdrowia – oświadczył Tegnell.
Rozumieją Państwo? Nie nowe obostrzenia, nie specjalnej środki, które zapowiada nasza „ikona walki z koronawirusem”, czyli w praktyce jeszcze więcej masek, jeszcze więcej przyłbic, jeszcze więcej kar i prowokowania wścieklizny społecznej, jak też zatruwania klimatu między Polakami, tylko jeszcze więcej udogodnień, korzystnych dla obywateli rozwiązań, jeszcze więcej wiary w naturę ludzką, instynkt samozachowawczy, który sam podpowiada dorosłym ludziom, jak się zachowywać, aby zminimalizować ryzyko zakażenia. Ale zapytajcie obozu „dobrej zmiany”, to zaraz wam powie, że to my jesteśmy oazą wolności. A w Szwecji biją Murzynów, a właściwie to Murzyni biją Szwedów, więc nie ma co się porównywać z tym wrogim obywatelom krajem.
Kłamać też trzeba umieć, mówi stare powiedzenie. Nie mam wątpliwości, że rządzący nami potrafią bardzo zręcznie i bezkolizyjnie (czyli niewidocznie dla obywateli) mijać się z prawdą. Dlaczego teraz łżą z taką dezynwolturą?
Bo chcą i mogą. Bo uznali, że sprawnym zarządzaniem kryzysem społecznym, który wywołali (na czyj rozkaz?), absurdalnymi przepisani i piętrowymi sankcjami za ich nieprzestrzeganie zasłużyli sobie na uznanie i ochronę ze strony, jak to mówi red. Michalkiewicz, „mocy”. A skoro” moc” jest z nimi, to kto przeciw nim?
A tak nawiasem, czy nie uważają Państwo, że dr Szumowski zachowuje się tak, jak niegdyś dr Balcerowicz – niby jest w rządzie, ale tak jakby na specjalnych prawach? Dlaczego ten drugi cieszył się przywilejem daleko posuniętej autonomii, wiemy: realizował plan Sorosa-Sachsa (https://www.rp.pl/Plus-Minus/312019896-Jak-pisano-plan-Balcerowiczowi.html). Czy dr Szumowski też realizuje czyjś plan? Za tym pierwszym poszły jak w ogień elity spod znaku Michnika. Czy przypadkiem jest, że tak wielu prawicowych krasomówców kadzi dziś, jak tam potrafi, drowi Szumowskiemu?
Czy pamiętają Państwo, jak lata temu, gdy Lech Wałęsa został prezydentem naszego kraju, poplecznicy Tadeusza Mazowieckiego, ksywka „Siła spokoju”, podnosili raban mówiąc, że Wałęsa będzie łamał konstytucję? Kiedy jednak rzeczywiście zaczął ją naruszać podczas obalania rządu Jana Olszewskiego, któremu Unia Demokratyczna, powołana ze zwolenników Mazowieckiego, była nieprzychylna, podobnie jak cały mainstream, wówczas zapadła z tej strony pełna aprobaty dla ekscesów prezydenta cisza.
Podobnie jest dziś. Władza łamie wolności obywatelskie, terroryzuje, urządza łapanki na tych, którzy jak tylko mogą starają się wywinąć z sieci absurdów, napuszcza na siebie obywateli, prowokuje akty agresji. Gwałt na gwałcie, gwałtem pogania. I co? Dlaczego totalna opozycja nie wykorzystuje tego do masowych protestów w obronie praworządności? Dlaczego nie czyni tego Konfederacja? Czy, w gruncie rzeczy, obecne siły w parlamencie nie traktują tej całej „pandemii” jako użytecznego samograja – każda na swój sposób i w swym najlepiej pojętym interesie politycznym?
Polska mainstreamowa prawica ma taki sam stosunek do narodu jak PO, SLD, Biedronie, Zandbergii – oikofobiczny. Niestety nie ma na horyzoncie siły konkurencyjnej dla potomstwa spłodzonego podczas biesiady w Magdalence. Bo Konfederacja nie spełnia takiej roli. Na razie tych kilkunastu posłów realizuje się głównie w mowach sejmowych, konferencjach prasowych oraz hip-hopie. Krótko mówiąc – w nieznośnym, jałowym gadulstwie i fanfaronadzie. Staje się przez to swoistym wentylem bezpieczeństwa, tak jak wcześniej były nim inne „partie wyklęte”: PC, przemianowane później na PiS, KPN, Samoobrona. Swoistym zderzakiem systemu.
To jest problem większy niż każdy inny dający się dziś pomyśleć. Oczywiście z wyjątkiem końca świata.