Zdecydowana większość Polaków swoje zdanie w tej sprawie streszcza krótko „łapy precz od dzieci”, szyderczo doradzając „śmiszkom i biedroniom”, że jak chcą mieć dzieci to niech sobie je razem „spłodzą i urodzą”.
Tuż po wyborach do PE, w których ponownie poniosło klęskę, tęczowe lewactwo postanowiło wrócić do tematu tzw. związków partnerskich, czyli tak naprawdę zalegalizowanego konkubinatu. Coś, co ma służyć parom, które z jakiegoś powodu nie chcą albo nie mogą sformalizować swojego związku, wiele osób postrzega jako pierwszy krok do legalizacji małżeństw LGBT i adopcji przez nie dzieci. Środowisko LGBT zostało jednak niemile zaskoczone – starzy towarzysze, niejednokrotnie pamiętający jeszcze akcję „Hiacynt”, stwierdzili: ustawa o związkach partnerskich tak, ale bez przysposobienia dzieci. – W projekcie, z tego, co wiem, nie ma przysposobienia dzieci przez pary homoseksualne – stwierdził w TVN24 Włodzimierz Czarzasty. To oczywiście umizg do PSL, bowiem ledwie kilka dni wcześniej Marek Sawicki powiedział, że nie poprze ani aborcji, ani adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Wiadomo, że w PSL Kosiniak panuje a Sawicki rządzi, więc jego zdanie ma znaczenie. Żeby projekt ustawy o związkach partnerskich w ogóle przeszedł, wsparcie PSL jest konieczne i Czarzasty o tym. Zaskoczone lobby LGBT natychmiast oświadczyło, że podczas rozmów o ustawie ministerka ds. równości Katarzyna Kotula nie mówiła organizacjom LGBT o gotowości do wykreślenia kwestii przysposobienia. Innymi słowy – przysposobienie dzieci było lobby LGBT przyobiecane, a teraz okazało się, że nic z tego. Geje i lesbijki i inne płcie „już były w ogródku”, a tu wyszedł Czarzasty i walnął ich „prosto w szczepionkę”. Być może dlatego to środowisko uważa, że tylko z Kotulą będzie rozmawiać i tylko jej zdanie się liczy. Rzecz w tym, że Kotula nie może nic. Tymczasem lobby LGBT oraz wszelkie tęczowe organizacje przestały udawać, o co naprawdę chodzi. O dzieci.
O co chodzi?
Mechanizm będzie bardzo prosty – dwóch gejów w partnerskim związku wynajmie sobie surogatkę. Proceder w Polsce zakazany, ale przecież nikt nie udowodni takim panom, że jeden z nich „z ciekawości” nie spróbował seksu z kobietą w wyniku czego zdarzyła się „wpadka”, nie mówiąc o wypadzie do kliniki in vitro za granicę. Surogatka rodzi dziecko i już w szpitalu zrzeka się do niego praw, wskazując na ojca i pozostawiając dziecko w szpitalu. Ojciec dziecko uznaje i dostaje nad nim opiekę. Partner je przysposabia. Koniec. Procedura adopcyjna trwa długo, jest skomplikowana, a potencjalni rodzice dokładnie sprawdzani. Lobby LGBT postanowiło rozwiązać swoje zachcianki prościej. A krytykę zakrzyczeć zarzutami o homofobii i zapewne pozwami. Taka metoda na dyskurs publiczny.
Wyborcza kalkulacja
Następne wybory za rok, ale każdy przytomny polityk wie, że na wygraną pracuje się nie tylko w kampanii. Polskie społeczeństwo jest zdecydowanie przeciwne jakimkolwiek ustępstwom w kwestii ustawowego ułatwienia parom LGBT posiadania dzieci. Zdecydowana większość Polaków swoje zdanie w tej sprawie streszcza krótko „łapy precz od dzieci”, szyderczo doradzając „śmiszkom i biedroniom”, że jak chcą mieć dzieci to niech sobie je razem „spłodzą i urodzą”. Każdy polityk, który przysposabianie/adopcję dzieci przez elgiebetowskie pary poprze, przestrzeli sobie oba kolana. A z przestrzelonymi kolanami nikt jeszcze daleko nie zaszedł. Czarzasty o tym wie, PSL o tym wie, nawet Hołownia o tym wie. Lobby LGBT uważa, że ma w społeczeństwie decydujący głos.