Aleksander Łukaszenko po raz kolejny błysnął złotymi myślami w sprawie epidemii. Tyle że bierność władz oznacza choroby i śmierć tysięcy Białorusinów. W naszym sąsiedztwie wybucha kolejne ognisko zarazy.
Prezydent Białorusi po raz kolejny podał w wątpliwość izolację jako kluczową metodę walki z groźnym wirusem. – Zamykanie ludzi w zatęchłych mieszkaniach to pomyłka – oświadczył zdumionym obywatelom Łukaszenko. – Odwrotnie, w chorobach płucnych trzeba wychodzić na ulice, oddychać świeżym powietrzem, a w tym czasie wentylować pomieszczenia – błysnął dyktator z Mińska.
Jednocześnie prezydent po raz kolejny poddał krytyce głos luminarzy medycyny, którzy od tygodni wzywają bezskutecznie do wprowadzenia surowej izolacji całego terytorium kraju.
Tymczasem Łukaszenko twierdzi z uporem, że zagrożenie COVID19, to nic innego jak masowa psychoza. Nakazał więc normalny tryb funkcjonowania państwa, a przede wszystkim obowiązkową pracę, która ma uchronić Białorusinów przed skutkami epidemii.
Jak przypominają media, Białoruś jest jednym z nielicznych państw Europy, które nie wprowadziły rygorów kwarantanny i nie zakazały masowych imprez, czego dowodem jest kontynuacja rozgrywek ligi piłkarskiej.
Wg powszechnie podważanych informacji z Mińska, jak dotychczas koronawirusem zaraziło się 175 Białorusinów. Jedyną ofiarą śmiertelną jest aktor Wiktor Daszkiewicz (75 lat). Teatr, w którym grał, został zamknięty, lecz nie z powodu kwarantanny, tylko „zbyt małej ilości sprzedanych biletów”.
Komentatorzy wiążą ryzykowne zachowania Łukaszenki z absolutnym brakiem pieniędzy na walkę z epidemią. Jeszcze ważniejsze są obawy, że kwarantanna doprowadzi do gwałtownego załamania gospodarczego, które zakończy karierę dyktatora.
- Patrz także: Łukaszenko wynalazł szczepionkę