Były członek klubu PiS, poseł Andrzej Sośnierz stwierdził, że dla swojego bezpieczeństwa żyje tak, jakby mógł być podsłuchiwany przez służby. Dlatego m.in. używa telefon starego typu.
– Jestem z pokolenia, które swego czasu wychodziło z pewnego ustroju i gdy się rozmawiało mówiło się „to nie na telefon, musimy się spotkać”. W tej chwili to samo się mówi – powiedział „Rzeczpospolitej” poseł Andrzej Sośnierz.
Poseł koła Polskie Sprawy nie ukrywa oburzenia podsłuchiwaniem posłów, prawników i dziennikarzy przez służby.
– Takie państwo niestety mamy. Miało być w tym zakresie inaczej, lepiej i jest inaczej, ale gorzej. Skala tych podsłuchów i takie bezczelne wykorzystywanie wprost do kampanii wyborczej to niesłychane. (…) Wygląda na to, że państwo, służby specjalne zostały sprywatyzowane na rzecz jednej formacji politycznej. Służby specjalne mają służyć państwu, a nie służyć partii – dodał Sośnierz.
Pytany o to jak sam mógł być podsłuchiwany, były członek klubu PiS odparł: „funkcjonuję tak, że cały czas uważam, że mogę być podsłuchiwany. Nawet telefon mam trochę bardziej stary”.
Chodzi o telefony starego typu, bez systemów operacyjnych Apple iOS, czy Google Android. Broń na terrorystów, jaką jest Pegasus, nie da się bowiem zastosować wobec np. starutkich telefonów Nokii 2G.
Poseł uważa, że przed komisją śledczą senacką i sejmową musi stanąć wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński.