Co się wydarzyło w Jerozolimie cz. II
Śmierć na krzyżu była najstraszniejszą kaźnią znaną w świecie starożytnym, a i w późniejszych wiekach, wyspecjalizowanych w bolesnym zadawaniu śmierci mało co mogło się z nią równać. Jezus Chrystus umierał prze trzy godziny. Jeśli ktoś oglądał film „Pasja” i uważa, że był on przesadzony, to nie był. To niemal dokument, wiernie oddający wydarzenia na Golgocie.
Wyrok na Jezusa zapadł ok. godz. 11-tej. Kajfasz i reszta Sanhedrynu mogli być usatysfakcjonowani – sprawa miała zakończyć się po ich myśli. Zgodnie z prawem rzymskim, podlegał natychmiastowemu wykonaniu. Zwyczajowo krzyżowanie było poprzedzone chłostą, ale Jezus był już ubiczowany i można zaryzykować, że już ledwie żywy. Żołnierze mieli jeszcze „na stanie” dwóch skazańców – według prawa rzymskiego – pospolitych złoczyńców. Ewangelie milczą na temat tego, czy zostali oni wychłostani, ale można zakładać, że tak właśnie było. Pamiętać należy, że dla żołnierzy była to codzienna robota. Jeśli chodzi o samo krzyżowanie, to na każdego skazańca przypadało czterech żołnierzy, którzy pilnowali go od momentu nałożenie patibulum (poprzecznej belki krzyża) aż do śmierci skazańca. Można więc powiedzieć, że Jezusa i pozostałych skazańców eskortowało co najmniej 12 żołnierzy plus setnik.
Jak wyglądała sama droga krzyżowa? Zaczęła się w pretorium, czyli według tradycji w twierdzy Antonia, co oznaczało, że aby dotrzeć do miejsca kaźni – kamieniołomu przy drodze prowadzącej wprost do Jerozolimy, trzeba było przejść przez całe miasto.
Skazani musieli sami zanieść poprzeczne belki (na miejscu były już wbite w ziemię pionowe słupy. Naukowcy badający Całun Turyński oraz Tunikę z Argenteuil, doszli do wniosku, że Jezus musiał nieść belkę z nieheblowanego drewna (nikt nie zawracałby sobie głowy wygładzaniem krzyża na którym miał umrzeć przestępca) o wadze ok. 20 kilogramów. Według innych naukowców belka ta ważyła ok. 44 – 50 kilogramów. Otarcia na skos przez całe plecy, odbite na Tunice i Całunie wskazują że w taki sposób była też niesiona belka, co oznacza, że Jezus musiał pokonywać drogę krzyżową cały czas pochylony. Nie do końca wiadomo, którędy dokładanie przeszedł Jezus. Trasa współczesnej Via Dolorosa została wytyczona w średniowieczu. Wiadomo, że trasa ta liczyła sobie ok. 600 metrów. Dla sprawnego piechura, tyle co nic. Jednakże po biczowaniu Jezus już znajdował się na granicy śmierci. Mel Gibson w „Pasji” wcale nie przesadził. Po chłoście, jakiej został poddany Jezus, Jego plecy to była jedna wielka rana poszarpanej skóry i zmiażdżonych mięśni. Jest nieprawdopodobne, by ktokolwiek tak skatowany dał radę nieść belkę o wadze 50 kg. Dlatego ewangeliczny przekaz o przypadkowym wygarnięciu przez żołnierzy Szymona z Cyreny i zmuszeniu go do poniesienia za Jezusa belki krzyża jest prawdopodobny – skazaniec musiał dotrzeć żywy na miejsce kaźni, a w przypadku Jezusa najwyraźniej istniało ryzyko, że tak się nie stanie.
Męka
Wzgórze Golgoty znajdowało się tuż za miastem. Wapienne, jasne wzgórze, było miejscem, gdzie wykonywano wyroki śmierci. Znajdowały się tam wbite w ziemię słupy, na których krzyżowano ludzi – była to najokrutniejsza kaźń w starożytnym świecie.
Po przybyciu na miejsce Jezus i pozostali skazani zostali odarci z tunik. Ubrania skazańców należały do grupy krzyżujących ich żołnierzy. Tunika Jezusa podobała się im na tyle, że chociaż była cała zakrwawiona, uznali, że szkoda ją drzeć na kawałki i zagrali o nią w kości, popularną wówczas grę Rzymian. To jednak nastąpiło później. Najpierw była najgorsza część „roboty”.
Krzyżowanie zaczynano od podania skazańcom wina zmieszanego z mirrą – było potwornie gorzkie, ale do pewnego stopnia stanowiło środek znieczulający. Krzyżowanie sprawiało bowiem niewyobrażalne cierpienie. Jezusa żołnierze położyli na ziemi, następnie przybili mu ręce do poprzecznej belki krzyża. Nie przebijano dłoni, gdyż nie utrzymałyby ciężaru ciała. Gwoździe wbijano w nadgarstki, co powodowało ich zgruchotanie a często także porażenie nerwu dłoni. Sprawiało ból, którego nie da się opisać.
Następnie belkę z przybitym do niej skazańcem podciągano na linach na pionowym słupie o wysokości ok. 1,8 -2,4 metra, zw. staticulum i mocowano. Na koniec do pionowego słupa przybijano stopy skazańca. Możliwości było kilka. Albo nakładano jedną stopę na drugą i przybijano długim gwoździem przechodzącym przez kości śródstopia, albo podkładano specjalny klocek pomiędzy stopy i pionową belkę. Niekiedy nogi skazańca przybijano po bokach krzyża przebijając stopy pod kostkami. Tę część kaźni żołnierze musieli wykonać bardzo szybko, gdyż samo przybicie rąk uniemożliwiało skazanemu zaczerpnięcie oddechu
Czasami stosowano jeszcze rodzaj kołka stanowiącego oparcie dla pośladków, co ułatwiało oddychanie.
W przypadku Jezusa stopy przybito nakładając jedną na drugą. Ślady na Całunie Turyńskim wskazują, że nie zastosowano podpórki, jak również jedna stopa została zwichnięta w kostce. Nie wiadomo, czy przy krzyżowaniu, czy może wcześniej, w czasie drogi krzyżowej.
Okrucieństwo krzyżowania polegało jednak nie na porażającym bólu porażonych nerwów. Pozycja ukrzyżowania – naciągnięte mocno ramiona, lekko ugięte nogi plus siła grawitacji powodowały ustawienie mięśni międzyżebrowych w pozycji wdechowej. Skazany się dusił. Aby złapać oddech musiał opierając się na przebitych stopach rozprostować kolana i jednocześnie podciągnąć się na porażonych bólem rękach. Wywoływało to potworny ból dłoni i stóp, a także poranionych pleców, którymi skazany ocierał się o nieheblowane drewno staticulum. Jeśli zastosowano ww. „kołek” skazany mógł łatwiej oddychać, ale to tylko przedłużało jego agonię. Najsilniejsi konali nawet 3 dni.
Agonia
Jezus zawisł na krzyżu ok. godz. 12-tej w południe. Był straszliwie skatowany biczowaniem, więc żołnierze nie spodziewali się długiej agonii. Tym bardziej, że nie zastosowali „kołka” ani podpórki pod stopy. Spokojnie czekali, zabawiając się grą w kości i popijaniem wina. Golgota znajdowała się po drodze do miasta, do którego ściągały tłumy. O sprawie informował ich tytuł „winy”, który na desce napisał Piłat i rozkazał umieścić nad głową Jezusa. Napis po łacinie, grecku i hebrajsku głosił „Jezus Nazarejczyk Król Żydowski”. Celowo został sporządzony w trzech językach, aby każdy zdążający do Jerozolimy mógł go przeczytać. Była to zemsta Piłata na Kajfaszu i Sanhedrynie. Usiłowali oni wymóc zmianę treści napisu, ale Piłat odmówił a arcykapłan wolał nie przeciągać struny. Jezus umierał jak inni skazani – aby zaczerpnąć oddech musiał nieco rozprostować nogi, co powodowało zwiększenie bólu przebitych nadgarstków i poranionych pleców, którymi ocierał się o nieheblowany pal krzyża. Potem ciało pod ciężarem opadało. I tak przez trzy godziny. Jezus znalazł jednak na tyle sił by powiedzieć kilka słów do Matki dopuszczonej pod krzyż. Słowo „Pragnę”, które również z krzyża pada, było teologicznie różnie interpretowane. Żołnierze zrozumieli je jednak dosłownie i podali Jezusowi do ust gąbkę zmoczoną w „occie” i wbitą na hizop (czyli rodzaj włóczni). „Ocet” nie był znanym nam octem. Było to kwaśne wino, które żołnierze mieli ze sobą. Miało ono tę zaletę, że w gorącym klimacie bardzo dobrze gasiło pragnienie. Jezus go skosztował ale nie chciał pić. Był to zresztą już kres Jego agonii. Umarł o 15-tej.
Dlaczego
Według Ewangelii Jezus wydał przed śmiercią „głośny okrzyk”. Lekarze uważają, że oznacza to, że doszło do pęknięcia serca lewej komory serca połączonego z wylaniem krwi do worka osierdziowego. Taka śmierć powoduje nieznośny ból. Gdy Jezus „zwiesił głowę”, co uznano za przejaw śmierci (nie walczył już o każdy oddech), rzymscy żołnierze, postanowili zakończyć sprawę. Dwaj inni skazani jeszcze się męczyli, wiec młotem połamali im nogi, co spowodowało natychmiastowe uduszenie. W przypadku Jezusa dla pewności przebili Mu tylko bok.
Ewangelie odnotowują, że pomiędzy 12-tą a 15-tą „ciemność ogarnęła ziemię”. Zapewne doszło do zaćmienia słońca a o 15-tej dodatkowo do trzęsienia ziemi. Było ono na tyle silne, że doszło do zniszczeń paru grobowców a w samej świątyni do rozerwania zasłony z bisioru – najdroższej tkaniny w świecie starożytnym (droższej niż złoto), oddzielającej miejsce święte od świętego świętych. Ponieważ wstęp tam mieli tylko kapłani, zapewne relacja ta pochodzi od któregoś z nich, być może od Józefa z Arymatei. Był on członkiem Wysokiej Rady i ukrytym uczniem Jezusa. Zapewne od niego pochodzi też relacja z samego przesłuchania prowadzonego przez Kajfasza.
Co dalej?
Kiedy trzęsienie ziemi ustąpiło, żołnierzom, którzy zdali sobie sprawę z niezwykłości skazańca, odeszła ochota na czekanie na śmierć ukrzyżowanych. Połamali więc nogi jeszcze żyjącym przestępcom, ukrzyżowanym wraz z Jezusem, co spowodowało ich uduszenie. Kiedy zorientowali się, że Jezus już nie żyje, zaniechali łamania nóg, zamiast tego dla pewności przebijając Mu włócznią bok. Celowali w serce. Ewangelie podają, że wypłynęła „krew i woda”. Lekarze doszli do wniosku, że oznacza to, że Jezusowi pękło serce. Jeśli dojdzie do pęknięcia komory serca krew wyleje się worka osierdziowego, w którym umieszczone jest serce. Worek osierdziowy zbudowany jest z dwóch błon surowiczych, które w czasie pracy serca ocierają się o siebie, dlatego między nimi znajduje się niewielka ilość płynu surowiczego, – „wody”.
Po wszystkim należało jeszcze zorganizować szybki pogrzeb Jezusa. Zgon nastąpił ok. godz. 15.00. Dalej wypadki musiały toczyć się błyskawicznie, bowiem pogrzeb musiał się odbyć przed zachodem słońca.
Tu sprawę załatwił Józef z Arymatei, członek Sanhedrynu, który sprzeciwiał się skazaniu Jezusa, człowiek zamożny i wpływowy. To on udał się do Piłata po zgodę na zdjęcie i pochowanie ciała Jezusa. Było to konieczne dla przeprowadzenia pogrzebu – bez zgody Piłata nie wolno było zdjąć ciał skazańców z krzyży. Piłat na złość Kajfaszowi zgodził się, ale
wraz z Józefem wysłał na miejsce kaźni swego urzędnika, który miał dopilnować pochówku.
Nie wiemy, ile osób brało udział w pośpiesznym pogrzebie, ale możemy założyć, że z pewnością była w tym gronie Maria, Jej kuzynki, rodzeństwo z Betanii, święty Jan i święty Piotr (którzy wiedzieli, gdzie znajdował się grób ofiarowany przez Józefa z Arymatei). Grupa ta udała się na Golgote. Najpierw odbito gwóźdź z nóg Jezusa. Ktoś, zapewne z drabiny opartej o krzyż, zdjął z głowy Jezusa koronę cierniową. Głowę owinął chustą, odczepiono ręce i opuszczono ciało na ziemię. Zostało przeniesione kilkanaście kroków, pośpiesznie umyte i zawinięte w całun obwiązany „bandażami”. Na nim swoją pieczęć położył obecny przy tym wszystkim urzędnik Piłata. Ciało zaniesiono do grobu. Józef zatoczył duży kamień zasłaniając wejście i wszyscy pośpiesznie wrócili do Jerozolimy. Słońce właśnie zachodziło i przed zmrokiem wszyscy musieli być już w mieście. Zaczynał się szabat.
Wszystko wskazuje, że w tym czasie Judasz już nie żył. Gdy zorientował się, czego naprawdę chciał Kajfasz, zwrócił pieniądze kapłanom i popełnił samobójstwo. Kapłani zaś nie chcą używać pieniędzy będących zapłatą za krew, kupili za nie pole, na którym założyli cmentarz dla cudzoziemców. Użycie takich pieniędzy dla obcych mieściło się w prawie żydowskim.