„Free to love, free to be: the EU’s new LGBTIQ+ strategy”, bo tak nazywa się ten dokument to przepis na ugotowanie żaby – czyli nas wszystkich w tęczowej zupie – powoli, ale za to dokładnie i na miękko.
Osławionej ustawy o mowie nienawiści nie udało się przepchnąć, ale nic straconego. Kiedy cywilizowane kraje, jak USA czy Wielka Brytania rezydgnują albo przynajmniej ograniczają wpływy lobby LGBT, Unia Europejska wprowadza jego dyktaturę. Jak zawsze, kiedy mniejszość próbuje rządzić większością. Jak wiadomo, Europa nie ma większych zmartwień od samopoczucia gejów, lesbijek, transseksualistów i pozostałych 50 płci, więc potrzebne są pilne prawne regulacje w tej sprawie.
Żaba w tęczowej zupie
Po cichu, bez większego rozgłosu medialnego, 8 października Komisja Europejska ogłosiła dokument „Wolność kochania, wolność bycia”, czyli “unijną strategię ochrony osób LGBT+ na lata 2026-2026”. Dokument przewiduje nie tylko wzmocnioną ochronę tych osób, ale także wzmacnianie ich pozycji w społeczeństwie oraz przeznaczenie dodatkowych środków finansowych na kontrolowanie w sieci „mowy nienawiści”. Oczywiście nie wobec wszystkich (np. nie wobec katolików czy osób prawosławnych) tylko wg kryterium preferencji seksualnych – najważniejszego, jakie obecnie istnieje. „Free to love, free to be: the EU’s new LGBTIQ+ strategy”, bo tak nazywa się ten dokument to przepis na ugotowanie żaby – czyli nas wszystkich w tęczowej zupie – powoli, ale za to dokładnie i na miękko.
Poza tradycyjną już ochroną, zgodnie z którą każda krytyka i przywoływanie niewygodnych dla środowiska LGBT+ faktów jest hejtem, KE przewiduje też “wspieranie „rodzin tęczowych” poprzez “zachęcanie” krajów UE do przyjęcia propozycji uznania rodzicielstwa osób homoseksualnych. Na poziomie codziennym – promowanie inkluzji w miejscu pracy, współpraca z Platformą Kart Różnorodności UE w celu wspierania pracowników LGBTIQ+. Będą więc wytyczne w kwestii „inkluzywnych praktyk rekrutacyjnych”. Nieważne, że gamoń i bez wiedzy, ważne, że gej. Oczywiście pracodawcy o orientację seksualną pytać nie wolno, ale przecież wystarczy, że taki transseksualista roboty nie dostanie i cyk – oskarżenie gotowe.
Na poziomie państw – wezwanie wszystkich państw UE do przyjęcia krajowych strategii lub planów działań na rzecz równości osób LGBTIQ+. Żaby cele te wprowadzić w życie potrzebna jest oczywiście “policja myśli”, więc i ten kaganiec KE przewidziała. Strategia przewiduje zatem: “doskonalenie gromadzenia i analizy danych w celu lepszego zrozumienia rzeczywistych doświadczeń osób LGBTIQ+”, czyli nic innego jak powszechną inwigilację w celu sprawdzenia, czy wszyscy się do strategii stosują. A ponieważ takie sprawdzanie byłoby trudne, zostanie uruchomione „Forum Polityki LGBTIQ+”, czyli “bezpośrednia platforma wymiany między społeczeństwem obywatelskim a Komisją Europejską”. Innymi słowy – każdy będzie mógł złożyć donos na dowolny podmiot, osobę, instytucję nie dość zakochaną w osobach LGBT+, a KE już się takim “delikwentem” zajmie.
Czeka nas więc tęczowe rozpasanie. Dyrektor szkoły nie wpuści drag quen czy innego transseksualisty do szkoły? Cyk, obywatelskie społeczeństwo doniesie na niego do Brukseli? W pracy ktoś opowie dowcip o “pedałach” i nie dostanie nagany z wpisem do akt? Tak samo. Badania naukowe na temat LGBT+? Tylko te, które będą prowadzić do jedynie słusznych wniosków. Nie szkodzi, że będą na poziomie dokonań Łysenki czy Olgi Lepieszynskiej, ważne, że będą spełniały założenia ideologiczne. Kto się sprzeciwi, zostanie wykluczony z grona naukowców, jak to miało już miejsce w czasie działania ww. dwójki. Oczywiście w drugą stronę ograniczeń nie ma, więc geje i lesbijki dla zademonstrowania swoje orientacji nadal będą mogli nosić waginy na kiju, udając, że idą w katolickiej procesji, albo i przyłączyć się z tą profanacją do procesji prawdziwej a ich przepędzenie, będzie atakiem podpadającym samej Komisji Europejskiej.
Nikt się nie uchowa
Oczywiście KE nie zamierza się patyczkować ani wprowadzać tego wszystkiego, ot tak sobie. W 2026 roku Komisja opublikuje raport z wdrażania tych przepisów i dopilnuje, aby tam, gdzie ich wdrożenie okazało się niewystarczające, podjąć “odpowiednie kroki”. Wtedy okaże się, że niewprowadzenie wytycznych to brak praworządności. Konsekwencją będzie zapewne odcięcie od dotacji, czyli odbierania przez państwo członkowskie części z tego, co w każdym roku wkłada do unijnego koszyka. A wszystko okraszone zapewnieniami o wolności słowa, przekonań i równości. Jak w Związku Sowieckim. Notabene w początkowej fazie istnienia – najbardziej przyjaznym kraju świata dla gejów i lesbijek (pozostałych 50 płci jeszcze nie wymyślono). Dopiero potem to się zmieniło – taka uwaga dla fanów unijnych rozwiązań. I być może już za rok ten tekst zniknie z internetu. I nie będzie mógł powstać żaden do niego podobny.