Po raz kolejny rosyjsko-turecki oddział nadzorujący zawieszenie broni w Syrii padł ofiarą miny-pułapki. W wyniku eksplozji kilku żołnierzy obu armii zostało rannych.
– Na drodze, którą poruszał się rosyjsko-turecki patrol sił rozjemczych eksplodowała bomba chałupniczej produkcji – informują światowe agencje.
Jak przypominają media, na mocy rosyjsko-tureckiego układu w syryjskiej prowincji Idlib utworzono tzw. bezpieczną strefę. Schronili się w niej przeciwnicy Baszara Asada oraz uchodźcy wojenni z całego kraju.
Ponieważ reżim w Damaszku narusza bez przerwy warunki rozejmu, do Idlibu wkroczyła turecka armia. Moskwa wspierająca Asada musiała przystać na żądanie Ankary. Zgodnie z warunkami prezydenta Erdogana w strefie działają wspólne patrole nadzorujące przerwanie ognia.
Terroryści radykalnych bojówek islamskich zwalczają zarówno obecność rosyjską, jak i turecką, organizując napady na konwoje rozjemcze. Nagranie udostępnione w Twitterze przez naocznego świadka zarejestrowało okoliczności najnowszego incydentu.
Jak wynika z komunikatu rosyjskiego ministerstwa obrony, do wybuchu doszło o 8.50 czasu moskiewskiego w południowej części strefy deeskalacji. Do zamachu miała się przyznać fundamentalistyczna koalicja Front Zwycięstwa licząca ok. 20 tys. zbrojnych fanatyków.
W udostępnionym materiale widać, jak na drodze rosyjsko-tureckiego konwoju transporterów opancerzonych wybucha ładunek ogromnej siły. W wyniku eksplozji rany odniosło trzech rosyjskich żandarmów oraz „kilku żołnierzy tureckich”. Uszkodzony został rosyjski transporter opancerzony i analogiczny pojazd armii tureckiej.
Jak przypominają media, do identycznego ataku na konwój sił rozjemczych w prowincji Idlib doszło 16 czerwca. Był to już dwudziesty zamach na żołnierzy obu armii od marca 2020 r. czyli od czasu, gdy Erdogan i Putin osiągnęli porozumienie w kwestii obecności wojskowej w Syrii.