Arndt Freytag von Loringhoven opuszcza Polskę. Skrewił. Nie spełnił oczekiwań mocodawców i został odwołany. Na pożegnanie powiedział, jaki jest stosunek Niemiec do Polski.
Ambasador RFN Arndt Freytag von Loringhoven to były wicedyrektor niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (chociaż w tej “branży” nigdy nie jest się “byłym”, a w służbie służb zostaje się podobno całe życie), a prywatnie – syn posługacza Hitlera. Ojciec ambasadora, Bernd Freytag von Loringhoven był niemieckim generałem, a w kwietniu 1945 r. – oficerem personelu odpowiedzialnego za przygotowanie raportów dla Hitlera. Do końca przebywał w bunkrze swego wodza, a opuścił go dopiero po uzyskaniu zgody samego Hitlera, który, jak to wyznał sam pan ambasador, doradził mu, „jak zmylić czujność Rosjan”. O niemieckich zbrodniach oczywiście wiedział, ale służył Hitlerowi do końca – schron opuścił dopiero 29 kwietnia wieczorem. Udało się i dzięki temu pan ambasador przyszedł na świat.
Arndt Freytag von Loringhoven został przysłany do Polski jako ambasador, ale chyba tylko najwięksi germanofile wierzą, że jego zajęciem było opuszczenie i podnoszenie niemieckiej flagi na maszcie ustawionym przed ambasadą. Ewidentnie miał za zadnie dopilnować wygranej Koalicji Obywatelskiej i ewidentnie mu nie wyszło. Wydaje się, że kielich niemieckiej goryczy przepełniło niedopilnowanie szykowanego na nowego lidera Trzaskowskiego, który koncertowo podłożył się PiS-owi. Niemcy w ogóle robią porządki na swoim podwórku: przypomnieli sobie, że cztery lata temu były jakieś skargi na Tomasza Lisa i wyrzucili go z „naczalstwa”, nie chcą już Tuska, a „dupiarz” Trzaskowski wyautował się sam. Na koniec przyszła pora na ambasadora. Rozżalony ambasador na zakończenie swej misji postanowił powiedzieć, co myśli o Polsce i udzielił wywiadu dziennikowi „Rzeczpospolita”.
Niemiecka mentalność
– Miałem w środowisku PiS, a także w rządzie wiele dobrych kontaktów. Jednak od wybuchu wojny relacje ponownie stają się trudniejsze. Obawiam się, że w miarę wchodzenia kraju w kampanię wyborczą może być z tym gorzej. W środowisku PiS od dawna istnieje bardzo wyraźna skłonność do publicznego atakowania Niemiec dla zdobycia przychylności prawicowego elektoratu kosztem dobrych relacji polsko-niemieckich. – żali się ambasador kraju, którego prasa prezydenta Polski i premiera Polski nazywała „kartoflami”, a czołowa polityczka nie tak dawno wprost mówiła, że Polskę „trzeba zagłodzić”. Najwyraźniej uważa, że PiS powinien być za te obietnice wdzięczny. No i oczywiście – winą jest istniejący w Polsce „prawicowy elektorat”, który nie wiedzieć czemu nie lubi Niemiec (niewiele brakowało, żeby go nie było, bo tatuś ambasadora i jego koledzy mocno się o to starali). A PiS-owi (o zgrozo!) ewidentnie zależy bardziej na tym elektoracie niż na poklepaniu po ramieniu przez Scholza. Najwyraźniej to się w głowie ambasadora nijak nie mieści.
Kto jest sojusznikiem Putina?
Ba! Przedstawiciel kraju, będącego najwierniejszym sojusznikiem Putina, dziś atakuje Polskę jako rzekomego… sojusznika Putina. – Zadaję sobie pytanie, jakie intencje mają obecne władze w Warszawie? Czy chcą one, aby Niemcy były silnym sojusznikiem Polski, czy też potrzebują nas w roli kozła ofiarnego dla rozgrywania własnych problemów wewnętrznych? To szczególnie niepokojące w dzisiejszych czasach, gdy Rosja stara się wykorzystać każdy podział, jaki rysuje się na Zachodzie. Nie jestem więc w stanie pojąć logiki takiego działania – wywodzi ambasador, który najwyraźniej ma pretensje, że zamiast działać po cichu i skamleć u niemieckiej klamki, polskie władze głośno domagają się od Niemiec nakładania sankcji na Rosję, stawiając je w kłopotliwym położeniu. Zachód byłby przecież znacznie bardziej jednolity, gdyby nie prorosyjskie działanie Niemiec.
Post-naziści chcą stawiać Polskę pod pręgierzem
To nie koniec, bo syn posługacza Hitlera ma do Polski pretensje o to, że… wypomina Niemcom ich zbrodnie i domaga się za nie odszkodowania. – Ale też trzeba przyznać, że PiS już w ogóle nie mówi o pojednaniu. Na przód wysuwane są wyłącznie kwestie winy, reparacji. Ataki na Niemcy są przy tym asymetryczne: nie przypominam sobie żadnego przykładu podczas mojej misji tutaj, aby niemieckie władze w podobny sposób publicznie postawiły Polskę pod pręgierzem. Chcemy różnice zdań rozstrzygać rzeczowo i nie podsycać nawzajem nastrojów.
Bo przecież Niemcy są niewinni. To wina Polski, że jest. Syn posługacza Hitlera najwyraźniej uważa, że mamy być wdzięczni, że Niemcy jeszcze nie postawiły nas pod pręgierzem. Serio? A całe szczekanie o zagłodzeniu Polski to taka „pieszczota słowna” była? Nie mówiąc o nieustannym „grillowaniu” Polski w PE i niemieckich mediach. A może mamy Niemcom podziękować, że nie kazały nam płacić odszkodowania potomkom Kutschery „kropniętego” w biały dzień w centrum Warszawy albo wnukom Niemców zastrzelonych w 1939 r. kiedy to wybrali się do nas w celu zaprowadzenia porządku, jak zachęcił ich do tego kanclerz Adolf Hitler? A może mamy im zwrócić koszty trotylu, którym wysadzili w powietrze Warszawę? Albo koszty benzyny do samochodów, którymi wywozili zrabowane nam dzieła sztuki? I koniecznie za Cyklon B, którym mordowali naszych obywateli. I za pociski wystrzelone do polskich kobiet w Palmirach? No, za co Niemcy chcą nas dziś postawić pod historycznym pręgierzem? Aż dziwne, że syn posługacza Hitlera nie dopowiedział.
Pogróżki
Ale jak się nie uspokoimy, to pewnie powie. Albo Niemcy zażądają korytarza do Obwodu Kaliningradzkiego, który Litwa odcięła od dostaw i któremu z pobudek humanitarnych Niemcy zapewne lada dzień będą chciały pomóc w zaopatrzeniu w „masło”. Przesada? Syn posługacza Hitlera wyraźnie Polsce grozi. – Już od dawna Niemcy powinny swoją uwagę kierować teraz na kraje położone między Niemcami a Rosją – oznajmił były wiceszef niemieckiego wywiadu. Jeśli uwaga, jaką Niemcy do tej pory nam „poświęciły” to dla Loringhovena za mało, to aż skóra cierpnie na myśl, jaką może uznać za wystarczającą. Dlatego dobrze, że wyjeżdża. Co się tu “nabył”, to jego. A na koniec powiedział kilka słów prawdy. I pokazał to, co wiemy od 1000 lat.
To wszystko prawda, ale niestety PiSiory poddali się szwabom i unijnemu lewactwu, sprzedali się za obiecanki-cacanki. Może zasłużą sobie na intratne stanowiska, jak kiedyś Tusk, ale Polskę sprzedali !!! Żadnych pieniędzy nie będzie, zostaną tylko długi unijne które będziemy musieli wspólnie, solidarnie spłacać. Czy w naszym kraju nie ma żadnego polityka formatu Borisa Johnsona ???? Ile czasu jeszcze będziemy poniżani przez posthitlerowców?