Kryzys wtargnął do poselskich kieszeni. Jest tak źle, że wysupłanie 11 zł stanowi problem. Na szczęście są darmowe przejazdy. Dzięki nim dramatu zostania na przystanku uniknęła posłanka Matysiak.
Inflacja, kryzys i ogólne problemy finansowe zaczynają uderzać w wybrańców narodu – posłów. Ciężkie przejścia ma w związku z tym za sobą posłanka Lewicy, niejaka Paulina Matysiak.
Matysiak wybrała się do Bydgoszczy. Najwyraźniej postanowiła zintegrować się z wyborcami albo udowodnić, że troszczy się o planetę Ziemia i w podróż tę udała się autobusem. Było to wydarzenie tak istotne w jej życiu, że postanowiła podzielić się wrażeniami ze swoimi wyborcami.
Dzielna posłanka sama wsiadła do autobusu i czym prędzej przekazała reakcję kierowcy na jej osobę. „Pan kierowca powiedział mi, że pierwszy raz od ośmiu lat widzi w autobusie posła!” – cieszyła się posłanka Lewicy. Na dowód, że rzeczywiście odbyła tę podróż jak zwykły śmiertelnik, zademonstrowała bilet z Koronowa do Bydgoszczy. Bilet kosztuje 11 zł, ale posłanka, pokazała panu kierowcy poselską legitymację i pojechała za pieniądze podatnika.
Rzecz w tym, że wybrańcy narodu zarabiają tak mało, iż ustawowo są zwolnieni z opłat za przemieszczanie się środkami transportu publicznego, w tym także samolotami. Posłanka nie jest głupia, swoje prawa zna i z nich korzysta. Oraz się tym chwali.
Jej uposażenie jako posłanki wynosi tylko niecałe 17 tys. złotych miesięcznie plus drugie tyle na prowadzenie biura poselskiego, więc nic dziwnego, że nie stać jej na zakupienie biletu za całe 11 złotych. Co innego „pospólstwo” pracujące za najniższą krajową. Zresztą „samo jest sobie winne” – było zostać posłem. A tak, niczym kierowcy, pasażerom autobusu do Bydgoszczy, pozostaje duma z „zaszczytu” podróżowania w jednym pojeździe i oddychania tym samym powietrzem co posłanka Matysiak. To z pewnością jest warte wszystkie pieniądze. A nie jakieś głupie 11 złotych. Ciekawe, czy współpasażerowie też się ucieszyli, że widzą posłankę „na żywo”, czy skromnie ukryła przed nimi sposób przejazdu?