Hurra! Hurra! Hurraaa! Polska podpisała porozumienie z Izraelem w sprawie wycieczek żydowskiej młodzieży. Tylko, czy naprawdę jest się z czego cieszyć, bo wszystko się zmieniło?
Do Polski przybył szef MSZ Izraela Eli Cohen i spotkał się z szefem polskiej dyplomacji Zbigniewem Rauem. Efektem było podpisanie porozumienia, o którym z wielkim entuzjazmem mówił Rau i pro-rządowe media, z nieco mniejszym przedstawiciel Izraela.
Przypomnijmy. Młodzież żydowska co roku tłumnie przybywała do Polski, żeby odwiedzić miejsca związane z holokaustem. Problem w tym, jak się te wizyty odbywały. A sprowadzały się tylko do odwiedzania miejsc związanych z holokaustem, oczywiście po odpowiednim wypraniu młodych mózgów w izraelskich szkołach, gdzie uczniowie dowiadują się, że za holokaust odpowiadają „naziści” i Polacy, którzy „polowali” na Żydów. Młodzi Żydzi przybywali do Polski w asyście uzbrojonej po zęby ochrony, miejsca zagłady zwiedzali wyłącznie ze swoimi przewodnikami, mając np. prawo do wnoszenia na teren muzeum Auschwitz izraelskich flag, chociaż wnoszenie polskich jest zakazane. Gdziekolwiek taka wycieczka by się nie udała, czekały na nią autokary z włączonymi silnikami i zaciągniętymi zasłonkami, żeby w każdej chwili „ewakuować” młodzież. Jeśli wierzyć relacjom hotelarzy, którzy mieli pecha gościć takie wycieczki, młodzież zachowywała się często jak najgorszy motłoch, z załatwianiem grubszych potrzeb fizjologicznych do umywalek w łazienkach włącznie. Trudno podejrzewać że młodzież z Izraela nie wie, do czego służą sedesy i czym się różnią od umywalek, więc pozostaje jedyna możliwość – żydowskie „dzieciaczki” robiły to świadomie, celowo i złośliwie. Stronie polskiej pomógł… koronawirus. W połowie 2021 roku rząd Izraela podjął decyzję o odwołaniu wszystkich wycieczek szkolnych do Polski. W zeszłym roku władze Izraela zasygnalizowały, że są gotowe do powrotu żydowskiej młodzieży do Polski, ale strona polska postawiła warunki: polscy przewodnicy towarzyszący grupom i zakaz towarzyszenia grupom przez uzbrojonych agentów Shin Bet (odpowiednik polskiego ABW). Na linii Warszawa – Tel Awiw dosłownie zawrzało, ale PiS sprawiał wrażenie, że tym razem izraelska histeria nie robi na nim wrażenia. Po półtora roku wszystko zostało zażegnane.
Porozumienie
22 marca Paweł Jabłoński, Podsekretarz Stanu w MSZ poinformował na Twitterze, że:
„Negocjowaliśmy prawie 1,5 roku. I mamy efekt: przełomowa umowa Polska-Izrael ws.wizyt młodzieży. – brak uzbrojonych agentów bez zgody Polski, – młodzież z Izraela pozna miejsca ważne dla historii, kultury, – spotkania z rówieśnikami – najlepszy sposób na walkę ze stereotypami”.
Minister Zbigniew Rau postanowił bliżej wyjaśnić, istotę porozumienia. – Nasza propozycja w pełni respektowała autonomię stron, czyli przyjmowała za punkt wyjścia fakt, że edukacja młodzieży izraelskiej jest sferą odpowiedzialności państwa Izrael, zaś edukacja młodzieży polskiej jest sprawą państwa polskiego. – oświadczył.
No i możemy prawie spać spokojnie – Polska będzie realizować swoją podstawę programową bez pytania Izraela o zgodę. A „prawie”, bowiem trochę jednak zapyta. – Jesteśmy także zainteresowani poszerzeniem wiedzy młodzieży polskiej o państwie Izrael, jego kulturze i wyzwaniach, z którymi się zmaga. Wierzymy, że podpisana dziś umowa przyczyni się do ograniczenia wzajemnych stereotypów oraz pogłębienia kontaktów międzyludzkich – dodał minister. Pozostaje tylko poczekać, aż Izrael podeśle odpowiednie materiały „instruktażowe”. – Uważam, że oparte na prawdzie historycznej relacje między młodzieżą z Polski i Izraela są kluczem do harmonijnych stosunków między naszymi społeczeństwami. Z satysfakcją odnotowujemy, że strona izraelska ze zrozumieniem odniosła się do naszego stanowiska i przyjęła polską propozycję. – oznajmił minister. Problem w tym, że w przypadku Izraela historyczne pytanie „Cóż to jest prawda?”, nabiera nowego znaczenia. Zwłaszcza, jeśli idzie o prawdę historyczną, bo tę Izrael ma „swoją” i jakoś mu nie przeszkadza, że odległą od faktów. Ponadto Porozumienie stanowi, że programy wizyt młodych Izraelczyków nie będą obejmowały wyłącznie wizyt w miejscach pamięci związanych z historią Holokaustu. Program izraelskich wizyt edukacyjnych będzie obejmował jednocześnie nauczanie o historii Polski niemal tysiącletnim dziedzictwie Żydów polskich i tak samo długich relacjach polsko-żydowskich, które w wymiarze tysiąclecia miały najczęściej harmonijny charakter. No i super! Młodzież z Izraela odwiedzi Muzeum Polin, a tam się dowie, kto jest antysemitą „z imienia i nazwiska”. Brawo Wy! To nie koniec. – Polskie MEiN przystąpi wkrótce do opracowywaniu programów zachęt dla szkół, związków religijnych, organizacji młodzieżowych i stowarzyszeń pragnących poszerzyć wiedzę o Izraelu za pomocą wizyt edukacyjnych w tym kraju – obiecał minister Rau, nie zdradzając wszakże, od kogo MEiN pozyska materiały szkoleniowe.
Diabeł
Diabeł, jak zwykle tkwi w szczegółach. Dzień przed podpisaniem porozumienia, zapowiedział je prezydencki minister Marcin Przydacz. Na antenie radia RMF FM 21 marca zapowiedział, że porozumienie zakłada, iż ochroniarze z widoczną bronią [podkreśl. red.] nie będą towarzyszyć izraelskim wycieczkom. – Tak to porozumienie jest przewidziane, żeby obecność z bronią izraelskich agentów ochrony nie powodowała pewnych niezdrowych emocji wokół tych wycieczek – powiedział minister. Interesujące, bowiem z jego słów wynika, że różnica będzie taka, iż po ulicach Warszawy czy Krakowa przestaną się plątać żydowscy agenci z karabinkami maszynowymi „na widoku”. Będą nosić broń za pazuchą. Taka to różnica. – Agenci służb ochrony izraelskiej z bronią, poruszający się po krakowskim Kazimierzu czy warszawskim Muranowie, mam nadzieję, przejdą już do historii. Teraz te wycieczki będą w sposób bezpieczny przeprowadzane, ale bez takich prowokacyjnych kroków – zapowiedział Przydacz. Najwyraźniej zapomniał, czyją matką jest nadzieja…
Mówiąc o podpisanym porozumieniu minister Rau stwierdził, że zgodnie z jego treścią podczas standardowych sytuacji nie ma potrzeby korzystania ze wzmocnionej koordynacji ze stroną izraelską w zakresie bezpieczeństwa. Super. Tyle tylko, polski rząd podkreśla, iż od roku nie mamy do czynienia ze standardową sytuacją, bo tuż za naszą granicą toczy się regularna wojna. Nie mówiąc o tym, że minister nie sprecyzował, kto będzie wyznaczał standardy. Niby Polska, ale wyznaczy jedna prowokacja, albo „odwinięcie się” rozwydrzonej młodzieży z Jerozolimy i sytuacja przestanie być standardowa.
Wygląda na to, że jak zwykle strona żydowska wykazała się dużo większą dalekowzrocznością, co potwierdzają słowa jej przedstawiciela. O ile polski minister cieszył się z wyeliminowania agentów z widoczną bronią „ochraniających” żydowskie wycieczki, o tyle minister Cohena ucieszyło coś innego. – Nie chodzi tylko o delegacje młodzieży, ale o dialog o naszej historii. (…)Młodzi ludzie to jest nasza przyszłość, a wiedza o przeszłości jest kluczem do przyszłości. – oświadczył.
– Program izraelskich wizyt edukacyjnych będzie obejmował jednocześnie nauczanie o historii Polski niemal tysiącletnim dziedzictwie Żydów polskich i tak samo długich relacjach polsko-żydowskich, które w wymiarze tysiąclecia miały najczęściej harmonijny charakter – wtórował mu minister Rau. Oczywiście nawet zakładając, że do każdej izraelskiej wycieczki zostanie dołączony polski przewodnik, który opowie jej uczestnikom prawdę o stosunkach polsko-żydowskich, to i tak będzie musiał grupę opuścić, a wtedy z pewnością izraelski opiekun odpowiednio „naprostuje” poglądy młodzieży. Kto jeździł na wycieczki do krajów o drażliwej politycznie sytuacji, korzystając z polskiego i miejscowego pilota, ten wie, o czym mowa.
No, ale PiS mógł odtrąbić kolejny sukces. Jak tak dalej pójdzie, to grzecznie wprowadzi w życie amerykańską S447 i jeszcze będzie kazał się wszystkim Polakom z tego cieszyć jako wielkiego sukcesu polskiej dyplomacji.
Jak to w zwyczaju żaden to sukces nie jest. Na naszych polskich zasadach powinno się to odbywać. O tych wycieczkach bywało bardzo głośno . Dochodziło do tego że służby izraelskie wstrzymywały ruch, rewidowali przechodniów powalając ich na ziemie. O incydentach w hotelach to prawda jest
My Polacy też jeździmy po świecie i w każdym miejscu musimy dostosować się i akceptować miejscowe prawo, zwyczaje i kulturę. Jeśli nie , ponosimy tego konsekwencje i nikt się z nami nie ” pięści” ani nam nie ułatwia tam zycia! I także samo powinno być w Polsce na naszych zasadach! To chore, żebyśmy my we własnym kraju pozwalali na takie zachowania!!!
Po cholerę nam tu te żydzięta ? Nie lepiej było by im wysłać kilka baraków z Oświęcimia i niech się uczą u siebie ?
Lizanie dupy – kontynuacja .
A krętacze i tchórze z PiS w siódmym niebie …