A już myślały, że coś znaczą, a neo-władza z wdzięczności za poparcie będzie teraz realizować ich postulaty, a tu – figa z makiem. Celebrytki przekonują się, jak wygląda polityka.
Weźmy taką Maję Ostaszewską – nalatała się po lasach, napozowła ze znalezionym w lesie dziecięcym butem, zagrała w filmie Holland aktywistkę słuchającą żalów Macieja Stuhra (tzn. kreowanej przez niego postaci) na impotencję spowodowaną rządami PiS i… nic. Tusk wygrał i nie okazał Mai żadnej wdzięczności. Zapora na granicy z Białorusią jak stała tak stoi, a Tusk zamiast ją rozebrać – zamierza ją dodatkowo wzmocnić. – (…) zrobiliśmy film w obronie praw człowieka [Holland – przyp. red.]. Przeciwko nielegalnym praktykom, które mają miejsce na granicy polsko-białoruskiej i warto podkreślić, że tam się niewiele zmieniło. Nadal stosowane są push backi, które są przemocą. Są nielegalne, zarówno w świetle prawa międzynarodowego, jak i polskiego. I będziemy mówić o tym tak długo, dopóki się to nie zmieni. Nadal apelujemy o zmianę – pożaliła się reporterce plotakrskiego portalu Pudelek. Niestety, bez przekazu o kotku, co to na własnych łapach ekspresowo pokonał tysiące kilometrów, stworzeniu nieistniejącego dziecka zgubionego w lesie, siła opowieści Mai jakby straciła na znaczeniu. A i TVN przestał raczyć widzów opowieścią o Ibrahimie pływającym bez snu, wody, jedzenia i osuszenia się tygodniami. Mai pozostały żale, których już nikt nie słucha i postulaty, których nikt nie zamierza realizować.
Jako następne w histerię medialną wpadły Kinga Rusin i Martyna Wojciechowska, obie wywodzące się z TVN, którym przestał się podobać kolega-konferansjer, aktualnie rotacyjny marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Szymon Hołownia poinformował, że wszystkie projekty związane z aborcją będą procedowane w Sejmie dopiero 11 kwietnia. Obie celebrytki wściekły się jak Donald Tusk od czasu do czasu na swoich ludzi, gdy wyjdą ich szwindle. Obu chodzi o aborcję na życzenie, będącą niczym innym jak mordowaniem nienarodzonego dziecka. Co zaskakujące obie twierdzą, że wypowiadają się w imieniu kobiet i przekonują, że to kobiety tego chcą, najwyraźniej nie pytając ani nie znając opinii kobiet na ten temat. A Kinga Rusin, która ostatnio przeżywa jakieś wzmożenie medialne (może chce do neo-TVP) nawet poradziła Hołowni, żeby przestał grać kobietom na nerwach. Jej zdaniem, jak nie przestanie, to poniesie klęskę w wyborach samorządowych, europejskich i prezydenckich. Widocznie Hołownia jest dokładnie innego zdania, albo dostał inne polecenie, bo zdania pod wpływem medialnej histerii redakcyjnej koleżanki nie zmienił. A kobiety patrząc na te celebryckie histerie, wzruszają ramionami. Tak to już jest, kiedy ktoś uzurpuje sobie rolę, jakiej nie ma.