INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

06:48 | piątek | 26.04.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Dla PO nie ma ratunku. Samobójczy kurs trafnie zdiagnozowali macherzy stający za plecami Hołowni

Czas czytania: 6 min.

Kartka z kalendarza polskiego

26 kwietnia

Jedźcie sami do Niemiec…

13 kwietnia 1943 W czasie II wojny światowej, Warszawa była dla Niemców najniebezpieczniejszym z okupowanych przez nich miast Europy. Każdy Polak mógł wtedy zginąć...

Koniecznie przeczytaj

Trzeba doprawdy niezwykłego talentu samorodnego człowieka-demolki, by w przeciągu raptem piętnastu miesięcy doprowadzić swoje ugrupowanie do takiego stanu. PO – jeszcze niedawno w miarę spójny wewnętrznie, niekwestionowany lider opozycji, dziś stoczyła się do roli wstrząsanego wewnętrznymi konfliktami pośmiewiska, które nie tylko oddało palmę pierwszeństwa mgławicowemu projektowi, firmowanemu przez niestabilnego emocjonalnie telewizyjnego prezentera, lecz coraz częściej musi oglądać się za siebie, by nie spaść na trzecie miejsce za Lewicę.

I. Platforma na równi pochyłej

- reklama -

W marynarce – tak cywilnej, jak i wojennej – istnieje coś takiego, jak procedura samozatopienia. W warunkach pokojowych powodem może być stopień wyeksploatowania jednostki, kiedy jej dalsze użytkowanie a nawet zezłomowanie z różnych przyczyn jest niemożliwe lub nieopłacalne. Natomiast w warunkach wojennych do samozatopienia dochodzi, gdy okręt znalazł się w beznadziejnym położeniu: jest zablokowany przez wroga, wyczerpała się amunicja, uszkodzenia w wyniku ostrzału nie pozwalają na kontynuowanie walki itp. W takiej sytuacji załoga sama zatapia własny okręt przez otwarcie zaworów dennych, ewentualnie detonując materiały wybuchowe – po czym oddaje się w ręce wroga lub w miarę możności próbuje ewakuacji. Czasem jednak do samozatopienia może doprowadzić jakiś idiota lub sabotażysta, który przekręcił nie ten zawór lub zaprószył ogień w prochowni.


I właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku PO oraz szerzej – całej Koalicji Obywatelskiej, zaś tym idiotą bawiącym się zaworami jest nie kto inny, tylko sam kapitan łajby, Borys Budka. Sondaże są nieubłagane: w styczniu 2020 roku, kiedy Budka przejmował przewodnictwo w PO z rąk Grzegorza Schetyny, notowania Koalicji Obywatelskiej sięgały 30%. Minęło niewiele ponad rok i tylko spójrzmy:

– 5 maja 2021 (badanie United Surveys dla WP.pl) – KO notuje 15,1% (Polska 2050 Hołowni – 20,4%, Lewica – 10,4%);

- reklama -

– 9 maja (IBRiS dla Onetu) – KO ma 14,7% (Polska 2050 – 19,9%, Lewica – 9,1%;

– 12 maja (United Surveys dla „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF FM) – KO otrzymuje 12,1% (Polska 2050 – 21,9%, Lewica – 9,6%). Tu dodajmy, że w porównaniu z kwietniowym badaniem tej samej sondażowni, KO straciła aż 6%.


Krótko mówiąc – łajba tonie, a rolę odkręconych zaworów z naszego porównania, tudzież dziury wybitej w kadłubie, odegrała próba uniemożliwienia ratyfikacji Funduszu Odbudowy w Sejmie, podyktowana szaleńczą kalkulacją, iż dzięki temu uda się obalić rząd Zjednoczonej Prawicy. Zważywszy, iż obstrukcja Funduszu przeniosła się do zdominowanego przez „totalną opozycję” Senatu, kurs na dno będzie kontynuowany.

- reklama -


Trzeba doprawdy niezwykłego talentu samorodnego człowieka-demolki, by w przeciągu raptem piętnastu miesięcy doprowadzić swoje ugrupowanie do takiego stanu. PO – jeszcze niedawno w miarę spójny wewnętrznie, niekwestionowany lider opozycji, dziś stoczyła się do roli wstrząsanego wewnętrznymi konfliktami pośmiewiska, które nie tylko oddało palmę pierwszeństwa mgławicowemu projektowi, firmowanemu przez niestabilnego emocjonalnie telewizyjnego prezentera, lecz coraz częściej musi oglądać się za siebie, by nie spaść na trzecie miejsce za Lewicę. Upadek jest tym większy, gdy przypomnimy sobie rojenia o wielkiej sile i protekcjonalne traktowanie przez Budkę et consortes opozycyjnych „partnerów”, co znalazło najpełniejsze odbicie w słynnej „Koalicji 276”, której powstanie Budka wraz z Rafałem Trzaskowskim ogłosili bez konsultacji z rzekomymi „koalicjantami”, na dodatek samowolnie wykorzystując ich partyjne loga! Było to, przypomnę, na początku lutego – raptem trzy miesiące temu. Dziś Hołownia bezczelnie i bezkarnie podbiera Koalicji Obywatelskiej polityków, również na szczeblu lokalnym (i ten proces ewakuacji będzie tylko narastał wraz z paniką na tonącym okręcie), zaś Adrian Zandberg ze współtworzącej Lewicę kieszonkowej partyjki „Razem” pozwala sobie na publiczne szyderstwa, że „Koalicja 276 to mem, z którego wszyscy się śmieją” – i ma sto procent racji.

II. Odcięcie „konserwatywnej kotwicy”

Jak doszło do tej tragifarsy? Przede wszystkim, Borys Budka stał się zakładnikiem formuły „totalnej opozycji”. Jej autorem wprawdzie jest Grzegorz Schetyna, lecz Budka wskoczył na jego miejsce jako młody hunwejbin, który w pryncypialnej „totalności” przelicytuje dotychczasowego przywódcę, podbechtywany dodatkowo przez jeszcze bardziej „totalne” opozycyjne media. I tu popełniono podstawowy błąd: coś, co dla Schetyny – starego politycznego wygi – było jedynie cynicznym, taktycznym wyborem, mającym zagwarantować Platformie monopol po antypisowskiej stronie sceny politycznej, zostało podniesione do rangi niepodważalnego dogmatu – a z dogmatami się nie dyskutuje.
Proszę zwrócić uwagę, jak to leciało: przegraliśmy kolejne wybory? To oznacza, że byliśmy zbyt łagodni, za mało dowalaliśmy, nie atakowaliśmy PiS-u wystarczająco zajadle, za mało było różnych „Soków z buraka” i awantur w Sejmie, trzeba mocniej, ostrzej, głośniej! I takie właśnie zadanie postawiono przed Borysem Budką „do wykonu”: młodego wilka, który rzuci się PiS-owi do gardła i zadusi. Dlatego był tak promowany przez różne TVN-y, Newsweeki i Wyborcze – a że konweniowało to z rozdętym ego tego samozwańczego Napoleona opozycji i z jego zapiekłym charakterem, toteż skwapliwie wypełniał to emocjonalne zapotrzebowanie.


I tu jest druga przyczyna klęski Budki i jego formacji. Otóż, szeroko rozumianym „obozem anty-PiS” od 2015 roku targają skrajne, negatywne namiętności. Poszczególne części składowe tej polityczno-medialno-społecznej formacji tak długo i gorliwie dyscyplinowały się nawzajem w pryncypialnej „totalności” i nakręcały nienawistną spiralę, aż przerodziło się to w zbiorowy, sekciarski amok, w którym nie ma miejsca na najmniejsze odstępstwo. W efekcie, wszyscy są tu zakładnikami wszystkich: Budka jest zakładnikiem „totalnych” mediów, a media – swych rozhisteryzowanych odbiorców, których same wpierw z pełną premedytacją doprowadziły do stanu antypisowskiej białej gorączki. W ten sposób powstał nierozwiązywalny węzeł wzajemnego uzależnienia: Budka, nawet gdyby chciał zająć bardziej konstruktywne stanowisko, naraziłby się na utratę medialnego zaplecza, z kolei media również nie mogą sobie pozwolić na złagodzenie tonu, bo utraciłyby swą sfanatyzowaną publiczność. Wskutek powyższego, Budka i politycy KO chcąc nie chcąc muszą się skupić na nieustannym obsługiwaniu emocji, zamiast uprawiać politykę.


Tyle że – i to jest przyczyna trzecia tonięcia Platformy wraz z przystawkami – czytelnicy „Wyborczej” i widzowie TVN-u, to nie jest cała Polska. Jak trzeźwo zauważył Schetyna, wybory wygrywa się w Końskich. Tymczasem Budka pozwolił, by jego „program” pisały media, same kierujące się obsesjami swego najtwardszego elektoratu. A te obsesje, poza nienawiścią do PiS i Kaczyńskiego, to skrajny obyczajowy liberalizm połączony z równie skrajnym społecznym darwinizmem oraz zwierzęcy antyklerykalizm i ojkofobia, wyrażające się m.in. w pogardzie dla prowincjonalnej „hołoty”. Stąd wziął się ostry skręt w lewo, który pod rządami Budki obrała rdzewiejąca, platformerska łajba. A było słuchać Schetyny, który mówił o konieczności zachowania „konserwatywnej kotwicy”… Tymczasem Budka tę kotwiczną linę z premedytacją piłował – aż w końcu przeciął. Teraz chlupnęła do wody wraz z wyrzuconymi z partii za nielojalność wobec wodza Ireneuszem Rasiem i Pawłem Zalewskim. A statek bez kotwicy może wprawdzie płynąć, lecz nie będzie w stanie zacumować w żadnym porcie i prędzej czy później rozbije się o rafy.

III. Kurs na dno

Ten samobójczy kurs od początku trafnie zdiagnozowali macherzy stający za plecami Hołowni, a ostatnio również politycy Lewicy, którzy w ostatnim momencie odpłynęli swą szalupą od platformerskiego „statku głupców”. Dla PO nie ma ratunku z jednego jeszcze powodu: pierwsze spektakularne tąpnięcie poparcia pociągnie za sobą kolejne, bowiem dotychczasowi wyborcy głosowali na PO głównie dlatego, że upatrywali w niej jedyną siłę zdolną odebrać PiS-owi władzę. Jeżeli stracą tę wiarę, zniechęceni spadającymi słupkami poparcia, bez wahania przerzucą swe głosy na kogokolwiek innego, kto da im nadzieję na obalenie znienawidzonych „pisiorów”. Wówczas wyeksploatowana krypa pod platformerską banderą ostatecznie zatonie, porzucona bez żalu przez swą załogę. Ciekawe, czy Budka będzie miał dość honoru, by pójść na dno wraz ze statkiem, do którego katastrofy sam doprowadził?

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Warszawska Gazeta

Kup E-WYDANIE: https://iczytamy.pl/2021/915-warszawska-gazeta-222021.html

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
reklama spot_img

Ostatnio dodane

Toż to szok!

A tak się starała... Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Donald Tusk podjął już decyzję - Janina...

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx