INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

00:55 | piątek | 26.04.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Trzej chłopcy i mąż stanu

Czas czytania: 6 min.

Kartka z kalendarza polskiego

26 kwietnia

Jedźcie sami do Niemiec…

13 kwietnia 1943 W czasie II wojny światowej, Warszawa była dla Niemców najniebezpieczniejszym z okupowanych przez nich miast Europy. Każdy Polak mógł wtedy zginąć...

Koniecznie przeczytaj

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premier Denys Szmyhal spotkali się we wtorek 15 marca z egzotyczną „delegacją Unii Europejskiej”: premierem Mateuszem Morawieckim, prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, premierem Czech Petrem Fialą i premierem Słowenii Janezem Janšą.

Piotr Szubarczyk

- reklama -

W określeniu „egzotyczna delegacja” nie ma złośliwości, lecz stwierdzenie faktu. Dla decydentów  w niemieckiej Unii opinie żadnego z czterech wymienionych panów nie mają znaczenia. Niemiecka Unia wysłała ostatnio do Polski delegację złożoną z Niemki, Austriaka i Hiszpana, która to delegacja nie ukrywała wcale, że przyjeżdża po to, by „pomóc zmienić w Polsce rząd”! Jarosław Kaczyński jest dla niemieckiej Unii hersztem polskich faszystów i ksenofobów! Przesadzam? Nie sądzę. Panowie premierzy Czech i Słowenii reprezentują natomiast niemiecki plankton w Unii, który jak trzeba, pomaga w grillowaniu Polski (vide: wybór „polskiego kandydata” Tuska, sprawa Turowa, sprawa polskiej „niepraworządności”). Więc cóż to za „delegacja Unii”?!

Ta wizyta miała znaczenie tylko propagandowe. Dobre i to. Światowe media zrobiły z tych czterech panów herosów, którzy z narażeniem życia jadą pod bomby. Spokojnie, nic im nie groziło. Wszelkie doniesienia, że Putin zwariował, są mocno przesadzone…

Przez cały wtorek czekaliśmy w napięciu na konferencję prasową po kilkugodzinnych rozmowach „delegacji” z Ukraińcami. Temperatura rosła a znajoma starsza pani zadzwoniła do mnie i niemal płacząc powiedziała, że od rana modli się na klęcząco, by „tym naszym bohaterom nic się nie stało”. Dobrze. Modlitwy nigdy nie za wiele, proszę pani. Następnym razem proszę się pomodlić za poległych bohaterów tej wojny.

- reklama -

Późnym wieczorem mieliśmy dwa briefingi i wysłuchaliśmy wystąpień: prezydenta i premiera Ukrainy oraz czterech „delegatów”.

Pierwsze słowa premiera Mateusza Morawieckiego zirytowały mnie i pewnie nie tylko mnie. Dziennikarze czekali na ważne słowa premiera rządu państwa, które stało się rzecznikiem Ukrainy i centrum pomocy humanitarnej, a on zaczął wylewnie dziękować premierowi Słowenii („mojemu przyjacielowi”), że wpadł na pomysł tej wizyty. Potem zapewnił skwapliwie, że przed wyjazdem gadał z Ursulą von der Leyen sugerując niemal, że to ona kazała mu jechać do Kijowa! Była ministerka obrony w rządzie niemieckim, nachalna kuratorka polskiej „niepraworządności”, reprezentantka państwa, które wysłało Ukraińcom sowieckie strieły sprzed pół wieku „do obrony”, w ustach Morawieckiego awansowała na animatorkę „bohaterskiej” delegacji. Nic dziwnego, że niemieckie brukowce rozpływają się nad odwagą czterech „delegatów”. Morawiecki zachwalał też Charlesa Michela, przewodniczącego Rady Europejskiej. Chwalił Ukrainę w groteskowy sposób: „Kijów broni wartości europejskich”! Panie Mateuszu, zapomniał pan, że w imię „wartości europejskich” Polska nie otrzymała należnych jej środków z tzw. „funduszu odbudowy”? Jak można na poważnie używać tego idiotycznego, niemieckiego wyrażenia propagandowego, za którym nic się nie kryje? Powinien pan powiedzieć: Przyjechaliśmy tu, do płonącego Kijowa, żeby na nowo zdefiniować pojęcie „wartości europejskich”, które w ostatnim czasie kompletnie się zdewaluowało!

Żeby być sprawiedliwym, dodam jednak, że premier Morawiecki, po złożeniu hołdu bohaterskiej niemieckiej Unii, mówił już bardziej do rzeczy: „Musimy animować obronę, pomagać bronić się Ukrainie, po to, by Europa nie była Europą bez duszy, bez swojej tożsamości. Jeżeli Europa myśli, że jak straci Ukrainę, to będzie tą samą Europą, to jest w głębokim błędzie. Taka Europa byłaby symbolem porażki, symbolem słabości i upokorzenia. Dlatego my razem wszyscy nie możemy do tego dopuścić […]. No to jak, obywatele UE, drodzy przyjaciele z Hiszpanii, Austrii czy Włoch? Wasz komfort jest ważniejszy niż łzy i krew dzieci tu, w sercu Ukrainy? No chyba nie. Mam nadzieję, że jeszcze macie swoje własne serca, swoje sumienia, żeby to osądzić”. Ładnie powiedziane. Dobre, polskie tradycje sztuki retorycznej. Nie można tak było od początku? Potem mówił jeszcze o „odcięciu Rosji od tlenu”, czyli od codziennych transferów z Zachodu za ruski gaz, ropę i węgiel (około 600-700 mln euro dziennie!).

- reklama -

O wystąpieniach panów Petra Fiali i Janeza Janšy niewiele można powiedzieć ponad to, że po złożeniu kurtuazyjnego hołdu walczącej Ukrainie, umizgiwali się do niemieckiej Europy a pan Janša posunął się tak daleko, że nazwał 27 państw Unii „jedną rodziną”, mówiącą „jednym głosem”! Panie premierze, jest granica przyzwoitości, której nie wolno przekraczać nawet wtedy, kiedy posługujemy się językiem polityki! Czeski premier dwa razy zapewniał, że „cieszy się, że jest w Kijowie”. No, wiesz pan, ja też bym się cieszył…

Jarosław Kaczyński był jedynym spośród delegatów, który nie udawał, że reprezentuje Unię, nie powoływał się na pełnomocnictwa. Mówił swoim głosem. Jeśli ktoś miał wcześniej wątpliwości, to teraz mógł się przekonać, że – przy wszystkich zarzutach, jakie mu można stawiać – jest to mąż stanu i reprezentant polskich interesów. Nie jestem „kaczystą”, mówię o tym, co słyszały moje uszy. Kaczyński nie mówił, że przyjechał do Kijowa, żeby „wesprzeć” Ukraińców. Nie opowiadał bajek o „jednej rodzinie” w niemieckiej Unii. Mówił wprost o spoglądaniu w oczy tym, „którzy dysponują największą siłą”. „Tą wizytą chcemy przekonać tych, którzy mają najwięcej możliwości, bo my już jesteśmy przekonani”… Najwięcej możliwości mają Niemcy, tych słów prezesa nie trzeba było objaśniać. Kaczyński przywołał Monachium, Teheran, Jałtę i Poczdam. „Za to wszystko długo i ciężko płaciliśmy”. Mówił o „potrzebie gotowości do ryzyka”, które jego zdaniem jest pozorne. Chodziło zapewne o ukraińskie błagania o „zamknięcie nieba” dla bandytów Putina. Wreszcie złożył konkretną propozycję: misji pokojowej i humanitarnej na Ukrainie, „osłoniętej zbrojnie”! Politolog prof. Daniel Boćkowski uznał ten pomysł za niemożliwy do zrealizowania. Panie profesorze, polityka to rodzaj licytacji. Trzeba licytować wysoko, by wylicytować to, czego pragniemy.

Dziennikarze zadawali pytania o to, co konkretnie „delegaci” przywieźli Ukraińcom. To były bardzo kłopotliwe pytania a odpowiedzi wymijające. Premier Fiala mówił coś o 2,5 mld pomocy od Unii (tyle co trzy dni płatności dla Rosji za surowce!), a potem wywinął się chytrą sztuczką, że „broń sama nie pomoże” i chwalił znów Ukraińców za męstwo…

Premier Ukrainy Denys Szmyhal mówił konkretnie: „Ukraina prosi, błaga, by nasze niebo zostało zamknięte”. Jarosław Kaczyński był jedynym z delegatów, który podjął ten temat: „Kijów jest właśnie miejscem, w którym tę sprawę się stawia”.

Denys Szmyhal powiedział coś, co daje do myślenia: „Wizyta panów Morawieckiego i Kaczyńskiego będzie wpisana na karty historii Ukrainy”… Czy to było zwykłe faux pas? Dlaczego nie wymienił dwóch pozostałych? Domysły pozostawiam Państwu.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński dziękował za wizytę: „To jest zdecydowane stanowisko w tym czasie, kiedy nawet wielu ambasadorów opuściło Ukrainę z powodu wtargnięcia Federacji Rosyjskiej na ogromną skalę na naszą ziemię, a ci ludzie, liderzy swoich wspaniałych, niezależnych krajów, nie boją się. Bardziej boją się o nasz los i są tutaj, żeby nas wesprzeć i to jest bardzo mocny, mężny, przyjazny krok”.

Dziękujemy, Panie Prezydencie, mężnego narodu. Wiemy, że cytowane słowa to kurtuazja, ale dobre słowa mogą być fundamentem dobrych dzieł.

Motto:

Wstyd być Francuzem, ale jeszcze gorzej być Niemcem…

(Marcin Wolski, „W tyle wizji” 15 III 22)

Ad absurdum*:

Wizyta [czterech premierów w Kijowie] była nieskoordynowana i nieuzgodniona z innymi liderami UE. Może zapoczątkować III wojnę światową [!].

(Lena Kolarska-Bobińska, ministerka nauki w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz (2013-2015), Twitter 15 III 22). *ad absurdum (łac.) = doprowadzenie rozumowania do niedorzeczności.

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
reklama spot_img

Ostatnio dodane

Toż to szok!

A tak się starała... Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Donald Tusk podjął już decyzję - Janina...

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx