Gates zdradził swój sposób na pandemię – wielkie domy, prywatne samoloty i szybki Internet. Szczepionki w drugiej kolejności. Zawiodły wszystkie metody.
Od wybuchu wojny na Ukrainie świat przestał interesować się koronawirusem. Ponad trzy miliony uchodźców, w większości niezaszczepionych, którzy wjechali do w większości niezaszczepionej Polski nie spowodowało masowego pomoru. Z pewnością zostało to zauważone na świecie.
W dodatku Billa Gatesa z podium zainteresowania zepchnął Elon Musk, który zakupił Twitttera i doprowadził lewactwo do histerii zapowiedzią przywrócenia na platformie wolności słowa. Gates co parę dni pojawiał się w mediach z ostrzeżeniami na temat pandemii – i tej, i przyszłych, jeszcze gorszych. Lojalne wobec niego media powtarzały jego wypowiedzi ale zainteresowanie było nikłe.
Zaszczepiony – zakażony
Zdesperowany Gates postanowił najwyraźniej postanowił przypomnieć o zagrożeniu w inny sposób i 10 maja oznajmił, że uzyskał pozytywny wynik testu na Covid i przebywa w izolacji.
„Uzyskałem pozytywny wynik testu na COVID. Doświadczam łagodnych objawów i postępuję zgodnie z radami ekspertów, izolując się, dopóki nie będę zdrowy”, ogłosił na Twitterze, należącym do Muska.
Chyba pojął, że coś w jego ogłoszeniu zgrzyta – największy na świecie propagator szczepień, który chciał zaszczepić cały świat, nie został ochroniony przez towar, który promował.
Gates i na to znalazł sposób. „Mam szczęście, że zostałem zaczepiony i wzmocniony oraz mam dostęp do testów i świetnej opieki medycznej”, oświadczył w kolejnym wpisie. Co do opieki medycznej – zgoda, ale z jego pieniędzmi to nie jest problem. Co do szczepienia, trochę to oświadczenie „kuleje”.
W styczniu pisał na Twitterze: „Szczepionki, które mamy, bardzo dobrze zapobiegają ciężkim chorobom i śmierci, ale brakuje im dwóch kluczowych rzeczy. Po pierwsze, nadal pozwalają na infekcje, a czas trwania wydaje się być ograniczony. Potrzebujemy szczepionek, które zapobiegają ponownemu zakażeniu i mogą być skuteczne przez wiele lat”. I okazało się, że szczepionka jemu nie pomogła. Nie pomogła też inna metoda, która, jak sam przyznał – chroniła go najbardziej.
Najlepsze zabezpieczenie
Nie dalej jak dwa tygodnie temu w wywiadzie dla „The Times of London” Gates wyznał, że jego dorobek pomógł mu i jego najbliższym uniknąć zarażenia się wirusem. „Miałem doskonały internet, duże domy, prywatny samolot z zerowym ryzykiem infekcji”, powiedział. Innymi słowy, aby zminimalizować ryzyko zakażenia najlepiej być miliarderem, mieć parę ogromnych domów i poruszać się prywatnymi samolotami. Oczywiście jednocześnie żądając od innych, by jeździli rowerem i jedli komosę, żeby ochronić planetę przed „śladem węglowym”. A finalnie i tak można zachorować. Chyba, że choroba Gatesa to zwykła ściema i próba zwrócenia uwagi na siebie i szczepionki, które chce wcisnąć wszystkim. W końcu, kto bogatemu zabroni?
Panie Gates, może pan skorzystać z moich szczepionek (których nie wykorzystałem) i ich użyć dla siebie. Najlepiej w formie lewatywy, bo jak twierdził gajowy Bronek – to podobno robi dobrze na głowę.