Przy okazji rozmowy o pracy nad „Powrotem Tamary” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego, Jan Peszek pozwolił sobie na analizę sytuacji politycznej w dzisiejszej Polsce.
Wnioski do których doszedł Peszek, nie są szczególnie budujące. Aktor dostrzega w rządach Prawa i Sprawiedliwości niebezpieczne podobieństwo z Włochami okresu międzywojennego. Nie zostawia więc suchej nitki ani na PiS ani na Telewizji Publicznej.
– Teraz totalnie straciliśmy imperatyw obronny, obywatele, opozycja. O rządzących nawet nie mówię, bo zbiera mi się na wymioty. Co robić? Odmawiać. Nie można wchodzić w jakiekolwiek związki z tym rządem. Jeżeli damy pozwolenie, by naszą wewnętrzną wolność zalał gnój, to możemy pożegnać się z wolnością na całe życie – mówi Peszek.
– W czasie stanu wojennego mieliśmy jasne granice, czego należy bronić, a przeciw czemu protestować. Dziś te granice się zatarły, ale dla mnie sytuacja jest oczywista, to jest bardzo konkretny wybór. Znam tzw. ważnych zawodowo aktorów, którzy godzą się na współpracę z TVP. Ja nazywam to krótko współpracą z reżimem – dodaje aktor.
– Dziś jest czas podnoszenia się hydry nietolerancji, z nacjonalizmem na czele, o czym też opowiada “Powrót Tamary”. Doskonale rozróżniam, co jest prawdziwym patriotyzmem, a co transparentem, na który reagują ciemne masy, którymi łatwo sterować. Więc mówiąc krótko – ktoś, kto pracuje dla TVP, a mówię o moich kolegach i koleżankach, jest zdrajcą – podsumowuje Peszek.