Afera demontażu sowieckiego pomnika w Pradze nabiera tempa. Czeskie służby bezpieczeństwa namierzyły rosyjskiego killera, który wylądował w czeskiej stolicy z trucizną w walizce.
Wg dobrze poinformowanego portal Respekt, czeskie służby bezpieczeństwa namierzyły kremlowskiego killera. Przybył do Pragi, aby zamordować burmistrza jednej z dzielnic stolicy Czech.
Na początku kwietnia Ondřej Kolář zdemontował pomnik sowieckiego marszałka, Iwana Koniewa, którego rosyjska propaganda, fałszując fakty, uważa za wyzwoliciela Pragi w maju 1945 r.
Na decyzję praskiego samorządu Kreml zareagował histerią. Podobnie jak Polsce, wypowiedział Czechom wojnę historyczną. Rosja przyznała sobie prawo ścigania osób odpowiedzialnych za demontaż sowieckich pomników.
Pierwszą ofiarą padł czeski burmistrz. Rosyjski Komitet Śledczy rozpoczął przeciwko niemu dochodzenie karne, które jest wstępem do wystawienia międzynarodowego listu gończego.
Na tym jednak nie koniec. Jak wcześniej informował Respekt, czeskie służby bezpieczeństwa objęły Ondřeja Kolářa ochroną. Obstawę przydzielono także prezydentowi Pragi.
Zdeněk Hřib podpadł Moskwie, ponieważ plac, przy którym znajduje się rosyjska ambasada, nazwał imieniem zamordowanego przez Kreml opozycjonisty Borysa Niemcowa. Decyzja spowodowała wyprowadzkę placówki dyplomatycznej pod inny adres.
Obecnie do publicznej wiadomości przedostały się skandaliczne fakty. Trzy tygodnie temu do Pragi przyleciał killer, który miał zabić obu samorządowców. Jak informuje Respekt, był to „Rosjanin wyposażony w paszport dyplomatyczny”. W jego bagażu znajdowały się ampułki rycyny, a więc trucizny o śmiertelnym działaniu. Przypomnijmy, że rycyna jest obok Nowiczka ulubioną metodą zabójstw stosowaną przez KGB-FSB-GRU.
Jak wynika z przecieków prasowych, czeskie służby spodziewały się przylotu mordercy. Ich czujność wzbudziła prawdziwa inwazja oficerów rosyjskich służb specjalnych, którzy zasilili w ostatnich tygodniach rezydentury działające w Czechach pod dyplomatycznym i biznesowym przykryciem.
Doszło do skandalu, ponieważ czeskie MSZ oficjalnie zaprotestowało przeciwko rosyjskiej ingerencji w wewnętrzne prawa suwerennego państwa.
Rzecznik Kremla zbagatelizował aferę. Dmitrij Pieskow oświadczył, że „rząd w Pradze padł ofiarą dziennikarskiej kaczki”.
Jak wyjaśniają czeskie media, wbrew rosyjskiemu przekazowi, pomnik Koniewa nie został zniszczony. Demontaż był jedynym sposobem ochrony przed obywatelskim gniewem.
Sowiecki marszałek wydał rozkaz deportacji rosyjskich obywateli Czechosłowacji do gułagu oraz represjonował przeciwników miejscowych komunistów. Dlatego pomnik był stale obrzucany jajkami i zamalowywany czerwoną farbą.