Niemców boli. A jak Niemców boli i wymyka im się władza nad kontynentem, to się robią niebezpieczni. Tak to działa od tysiąca lat i najwyraźniej nadal uważają, że Europa bez niemieckiej dominacji nie może istnieć. Jasno pisze o tym tamtejsza prasa.
Już byli w ogródku, już witali się z gąską… Niemcy mogą się poczuć, jak lis, który już wchodził do kurnika, kiedy wpadł do dołu i ma problemy z wydostaniem się z niego. Nowa koncepcja Mitteleuropy, dla niepoznaki nazwanej Unią Europejską się sypie. A wszystko przez zwycięstwa prawicy w wyborach. To już nie tylko Polska i Węgry.
W ostatnim czasie prawica wygrała także wybory w Szwecji. Oczywiście, szwedzka prawica ma niewiele wspólnego z prawicą w polskim rozumieniu, ale i tak dla liberałów jej wygrana to był szok. Także sondaże przed wyborami, które odbędą się 25 września we Włoszech, dają nadzieję na zwycięstwo prawicy. Dla Niemców to spory problem, bowiem prawica w każdym kraju jest przeciwna przekształceniu Unii Europejskiej w jedno super-państwo, a jeszcze bardziej – „przejmowaniu odpowiedzialności za Europę i świat” przez Niemcy, co jasno zadeklarował kanclerz Olaf Scholz. Niemieccy politycy i dziennikarze w ich służbie mają spory ból głowy, co widać chociażby po komentarzu zamieszczonym przez „Sueddeutsche Zeitung”.
Swoje żale wylał publicysta tej gazety Hubert Wetzel, pisząc: „Węgry, Polska, Szwecja, a wkrótce Włochy: w krajach Unii Europejskiej rośnie liczba prawicowych rządów. Nieliberalny blok może osiągnąć „krytyczną masę . (…) To nie jest dobra jesień dla Unii Europejskiej. Na Wschodzie robi się ponuro. Węgry, jak stwierdził właśnie Parlament Europejski, nie są już demokracją, lecz „autokracją z wyborami”. W niedzielę Komisja Europejska zaleciła rządom państw europejskich obcięcie Budapesztowi pieniędzy z powodu stałych naruszeń wspólnych reguł”, ubolewa publicysta, dodając, że gdyby Polska i Węgry aplikowały dziś do członkostwa w UE, to „ich wniosek zostałby prawdopodobnie odrzucony”. Spokojnie herr Wetzel – ani Polska, ani Węgry nie aplikowałaby do tworu, który łamiąc podstawowe traktaty wtrąca się do ich wewnętrznej polityki, a ośrodki decyzyjne lokuje w Berlinie.
Wetzela martwi i to, że „na północy sytuacja jest niewiele lepsza”, gdyż w Szwecji rządzić mają „twardzi prawicowi populiści”. Na południu też nieciekawie, bo wygląda na to, że we Włoszech „zwycięży prawicowy sojusz trzech partii, z których dwie są mniej lub bardziej otwarcie rasistowskie, nacjonalistyczne i antyeuropejskie”. Słowem – Niemców boli. A jak Niemców boli i wymyka im się władza nad kontynentem, to się robią niebezpieczni. Tak to działa od tysiąca lat i najwyraźniej Wetzel uważa, że Europa bez niemieckiej dominacji nie może istnieć.
„Na dłuższą metę Europa nie poradzi sobie z sytuacją, gdy w sporej liczbie krajów członkowskich rządzić będą wrogowie Europy. Żadna organizacja państw, która istnieje nie dzięki przymusowi, lecz dzięki wspólnym wartościom, ideałom i interesom, funkcjonująca jedynie w oparciu o kompromisy, nie przeżyje tego”, przestrzega Wetzel. I to budzi pytanie, czy Niemcy zamierzają wrócić do swoich starych metod i „jednoczyć” Europę karabinem, bombowcami i „ośrodkami resocjalizacji” dla tych, którym się ten pomysł nie podoba? A może by tak Niemcy, wspięli się na wyżyny swej myśli technicznej, spakowali manatki i wynieśli się kolonizować jakieś inne planety? Bez nich Europa sobie doskonale poradzi. I może powietrze będzie świeższe?
Czyli wszystko co nie ześwinione lewactwem to populistyczne, faszystowskie, nacjonalistyczne i rasistowskie. Cóż ruskie trociny to nie szare komórki.
. . . i bardzo dobrze , dość tego syfu berlińsko- brukselskiego