Dla Polaków jednakowymi bohaterami są ci, którzy poszli 1 sierpnia do walki i ci, którzy zginęli zamordowani przez Niemców w odwecie za walczących. 1 sierpnia czcimy pamięć ich wszystkich. I nigdy nie przestaniemy.
Powstanie Warszawskie było największym antyniemieckim zrywem w okupowanej Europie, ale chyba nikt nie spodziewał się, że Niemcy w odwecie dopuszczą się aż takich zbrodni. Rozkaz Hitlera był jasny: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”. Niemcom nie do końca udało się go wykonać, chociaż zrobili wszystko, aby tak się stało. Bilans – 200 tys. zabitych, miasto doszczętnie obrabowane i systematycznie, dom po domu, zrównane z ziemią. Niemieckie bestialstwo wobec warszawiaków można porównać tylko do bestialstwa UPA wobec Polaków na Wołyniu – masowo gwałcone kobiety, dzieci, ranni i starcy paleni żywcem, tysiące rozstrzelanych z karabinów maszynowych. Główni sprawcy tej zbrodni pozostali bezkarni, a niektórzy po wojnie zrobili w Niemczech niezłe kariery.
Zburzenie Warszawy zostało zaplanowane w 1941 roku, Niemcy zrealizowali znaczną część tego planu pomiędzy październikiem 1944 a styczniem 1945, kiedy z drugiego brzegu Wisły przyglądała się temu Armia Czerwona – taki ostatni akt sojuszu niemiecko-rosyjskiego. Rozkaz Himmlera wydany 9 października 1944 brzmiał następująco: „To miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jedynie jako punkt przeładunkowy dla transportu Wehrmachtu. Kamień na kamieniu nie powinien pozostać. Wszystkie budynki należy zburzyć aż do fundamentów. Pozostaną tylko urządzenia techniczne i budynki kolei żelaznych”. Niemcy już wiedzieli, że przegrali wojnę. A jednak Warszawę postanowili zrównać z ziemią. Bo ośmieliła się im przeciwstawić. Żadnego innego miasta w Europie nie potraktowali w ten sposób. Zanim Warszawę zburzyli, ograbili ją doszczętnie. Nie tylko wywożąc to co jeszcze pozostało w opuszczonych budynkach. Zniszczyli całą infrastrukturę, wyrywając nawet kable telefoniczne spod warszawskiego bruku. Mienie Warszawy i jej mieszkańców Niemcy wywieźli 45 tys. wagonów towarowych. Nigdy go nie zwrócili. Nie mieli i nie mają zamiaru za to wszystko zapłacić odszkodowań. A dziś polski (?) minister spraw zagranicznych oburza się na wiersz mówiący, że nigdy Niemiec nie będzie Polakowi bratem. Tak właśnie wygląda w praktyce to niemieckie „braterstwo”.
Haniebne kłamstwa
Przez cały PRL, jeśli w ogóle była mowa o Powstaniu, to z atakiem na Armię Krajową i rząd w Londynie, którzy „skazali Warszawę na zagładę” (choć to Radiostacja Kościuszko nawoływała z Moskwy w ostatnich dniach lipca 1944, by warszawiacy chwycili za broń). Po 1989 roku rolę tę wzięli na siebie spadkobiercy PRL i okrągłego stołu. Co roku pełno artykułów o tym, że Powstanie było wręcz „zbrodnią”, powodowaną pychą i głupotą, aż po twierdzenia („Gazeta Wyborcza”), że powstańcy… zabijali Żydów, którym udało się dotrwać w ukryciu do momentu wybuchu walk w mieście. Jedno i drugie to podłe oszczerstwa i relatywizowanie historii.
Nie. Powstanie nie było zbrodnią. Zbrodnią, która nigdy nie została należycie rozliczona, była okupacja Polski przez Niemcy i stłumienie Powstania. W latach 1939—1945 każdy Polak miał prawo zabić każdego Niemca w Warszawie, żaden Niemiec nie miał prawa podnieść ręki na Polaka. Tłumienie Powstania to nie była operacja wojskowa porównywalna np. do walk w Afryce Północnej. To była niemiecka zbrodnia przeciwko ludzkości. Każde inne stanowisko, każde stwierdzenie, że Powstanie było błędem, jest zdejmowaniem winy z Niemiec.
Co szczególnie znaczące – te same środowiska, które atakują Powstanie Warszawskie, z dumą celebrują powstanie w getcie warszawskim, choć od początku było ono skazane na klęskę i skończyło się dokładnie tak samo – zrównaniem z ziemią części Warszawy, w której było getto. Nikt z „Gazety Wyborczej” nie oskarża jednak żydowskich powstańców, nie pisze, że doprowadzili do zburzenia części Warszawy. Powstańców warszawskich już tak. Co więcej – atakowana jest cała pamięć o Powstaniu jako o bohaterskim zrywie i wielkim momencie naszej historii. Tak, jakby żydowscy powstańcy byli bohaterami, a powstańcy warszawscy już nie.
Trzeba tu wspomnieć o pamiątce jaką pozostawił po sobie jako prezydent Warszawy śp. Lech Kaczyński – Muzeum Powstania Warszawskiego. Kiedy było otwierane, z lewackich mediów potokami lała się nienawiść: że za drogie, niepotrzebne, epatuje przemocą, jest zabawą w wojnę. Okazało się wspaniałym projektem i jedną z najważniejszych placówek muzealnych w Warszawie, przybliżającą turystom z całego świata historię Polski. Może dlatego jest tak niewygodne? Może dlatego na Powstanie Warszawskie wciąż wylewa się hejt? Może właśnie za to, że Powstanie przeczy „pedagogice wstydu”, jest zajadle atakowane.
Wybór Polaków
Jest jednak ktoś, kto skutecznie przeciwstawia się tej narracji. Naród.
Jest rzeczą znamienną, że to nie władze wprowadziły obchody „Godziny W”. To zrobili sami mieszkańcy Warszawy. Gdyby nie uważali za słuszne oddawanie czci powstańcom, warszawiaków nie zmusiłaby do tego żadna ustawa ani rozporządzenie. To nie rządowe uroczystości gromadzą najwięcej warszawiaków, tylko koncert na Placu Piłsudskiego i Marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez środowiska narodowe.
Koncert „Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki” zaczynał skromnie w 2006 r., ale z roku na rok gromadził coraz więcej ludzi. Tylko dwa razy był ograniczony – w 2020 i w 2021 r., kiedy przy limitowanej liczbie uczestników odbywał się w Parku Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego. Jak podeszli do tego sami uczestnicy? Kiedy w 2021 roku kilka tygodni przed 1 sierpnia zadzwoniłam do Muzeum z pytaniem o wejściówkę, rozmawiająca ze mną pani… wybuchła serdecznym śmiechem – nie było już ani jednej. Powiedziała, że trzeba było dzwonić pół roku wcześniej.
W 2022 roku koncert wrócił na Plac Piłsudskiego, od razu gromadząc tłumy pokazujące, gdzie miały pandemię. Co roku gromadzi coraz więcej i więcej ludzi. Jest jak Godzina W – kto raz pójdzie, nie zapomni nigdy i będzie czekał cały rok, by pójść znowu. Dziś nie jest już tylko wydarzeniem gromadzącym tylko mieszkańców stolicy. Co roku w okolicy Placu Piłsudskiego parkuje coraz więcej autokarów przywożących uczestników koncertu z całej Polski. Ten koncert stał czymś więcej niż upamiętnieniem Powstania. Jest pokazem patriotyzmu Polaków i ducha polskiego narodu, którego nikt i nic nie zmieni.
Kiedy w zeszłym roku po zakończeniu koncertu wydostawałam się Placu Piłsudskiego, zadzwoniła moja Mama, która poza Warszawą oglądała telewizyjną transmisję. Jej pierwsze słowa brzmiały: – Nic z tego. Mogą robić co tylko zechcą, pisać co zechcą, ale nigdy nie przerobią ludzi. Z tym sobie nie poradzą.
I miała na myśli lewacki atak na patriotyzm, umniejszanie Polaków oddających życie za kraj, wszystkie próby sprowadzenia patriotyzmu do sprzątania po psie i zakładania biało-czerwonych „skarpetek” przy okazji zawodów sportowych. I odpowiedź Polaków w postaci tego właśnie koncertu. Jest chyba ważniejszy niż się jego organizatorom wydaje – pozwala Polakom się policzyć. Moja Mama ma rację – towarzysze lewacy nie zmienicie tego.
Jeśli Rafał Trzaskowski zakaże przejścia Marszu Powstania Warszawskiego ulicami, pójdziemy chodnikami. Jeśli zabroni odpalenia rac dla uczczenia powstańców, zapalimy ich jeszcze więcej.
Jeśli jakaś FIFA czy UEFA ukarze polski klub piłkarski za oprawę przypominającą o Powstaniu i niemieckiej zbrodni, to kibice, którzy gotowi są brać udział w nielegalnych ustawkach, wspólnie złożą się na karę i będą rywalizować, którzy zrobią oprawę jeszcze większą i jeszcze mocniejszą.
Jeśli „Wyborcza” dalej będzie oskarżać powstańców o zbrodnie albo próbować przerobić ich na walczących o prawa gejów – upadnie, bo nikt jej nie kupi.
Możemy różnie głosować, kibicować różnym drużynom, spędzać w różny sposób wolny czas, zajadle kłócić się, czy lepiej ma wieś czy miasto, ale są sprawy, co do których jesteśmy zgodni i nikt tego nie zmieni. Dla Polaków jednakowymi bohaterami są ci, którzy poszli 1 sierpnia do walki i ci, którzy zginęli zamordowani przez Niemców w odwecie za walczących. 1 sierpnia czcimy pamięć ich wszystkich. I nigdy nie przestaniemy.
Cześć i Chwała Bohaterom!