INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

14:02 | piątek | 19.04.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Patoludzie naszych czasów

Czas czytania: 7 min.

Kartka z kalendarza polskiego

19 kwietnia

Jedźcie sami do Niemiec…

13 kwietnia 1943 W czasie II wojny światowej, Warszawa była dla Niemców najniebezpieczniejszym z okupowanych przez nich miast Europy. Każdy Polak mógł wtedy zginąć...

Koniecznie przeczytaj

Patoludzie usilnie dbają o to, by Polacy broń Boże nie byli dumni ze swojego kraju, kultury, tradycji, religii. Jest tak ponieważ ludzie ci nie mają de facto kraju, a już na pewno kultury, tradycji, religii. Bycie troglodytą wśród ludzi dumnych i tradycyjnych nie jest miłe, bo – całkiem słusznie – jest się otoczonym pogardą.



Polska okazuje się być krajem o wyjątkowej strukturze społecznej w Europie; nigdzie indziej nie spotkałem się z tym, żeby istniała grupa społeczna aspirująca do bycia krajową (bo nie narodową) elitą, a która przy tym ani nigdy nie przyłożyła ręki do modernizacji kraju w jakimkolwiek bądź wymiarze, co więcej – programy modernizacyjne innych, lepsze lub gorsze, wywołują tej grupy wściekłość i to nie ze względu na ich jakość, ale ze względu na to tylko, że śmią być modernizacyjne. Szczególną zapiekłość budzą w tej grupie próby naprawy edukacji i szkolnictwa wyższego. Tu jednak zgodziłbym się z tym, którzy twierdzą, że działa emocja, a jest nią strach, że w społeczeństwie wykształconym solidnie patointeligenci i ich patopotomstwo byłoby tam, gdzie od zawsze powinno być – na marginesie. Zagranicę nie wyjadą, bo nic nie potrafią: ani myśleć, ani pracować, na dodatek mówią tylko po polsku, a i to w niezrozumiały i prostacki sposób.

- reklama -


Obok wysiłków podejmowanych, by oświatę i naukę utrzymać w marazmie, patoludzie usilnie dbają o to, by Polacy broń Boże nie byli dumni ze swojego kraju, kultury, tradycji, religii. Jest tak ponieważ ludzie ci nie mają de facto kraju, a już na pewno kultury, tradycji, religii. Bycie troglodytą wśród ludzi dumnych i tradycyjnych nie jest miłe, bo – całkiem słusznie – jest się otoczonym pogardą. Całkiem ostatnio jadem plunął niejaki (nikt ważny) Nitras. Nigdy nie słyszałem, żeby ten człowiek wygłosił chociaż ersatz myśli. Odkąd okazało się, że Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej nie zostaną reaktywowane facet miota się od ściany do ściany nie mogąc znaleźć stada podobnych sobie tępaków, bo tylko wśród nich nie czułby się obco. On nawet nie wie, że gdyby miał zwyczaj pisać i czytać, to używałby przy tych czynnościach znajomości alfabetu łacińskiego, a ten nie zawędrowałby na północ Europy inaczej niż w towarzystwie mnicha z kosturem. Nitrasy wczesnych wieków średnich nazywały się Obodryci, Wieleci, Redarowie, Czrezpienianie, Morzyczanie i dalej szło tak w dziesiątki ludów. Nie chcieli jednak słuchać mnicha z kosturem, więc zniknęli i to nie dlatego, że ktoś ich masowo wymordował, ale dlatego, że znaleźli się pomiędzy państwami zorganizowanymi cywilizacyjnie o niebo lepiej, więc się „dopisali” do cywilizacji odchodząc ze stanu niecywilizowanego. To dlatego musieli poddać język i obyczaj. Nie ma współczesnych języków Zachodu, których nie powiłaby łacina. Zegar, sztuka romańska, gotyk, filozofia grecka, prawo rzymskie rodziły się w kruchcie, a nie w czworakach, w których mentalnie przynajmniej wychowali się kiepscy.


Problem, którego nie potrafią dostrzec z powody funkcjonalnego analfabetyzmu jest taki, że gdyby Kościoła miało nie być, to by go dawno nie było. A jest, bo w krajach, w których katolików „piłowano”, na przykład w III Rzeszy, gdzie za rozpowszechnianie antynazistowskiej encykliki papieskiej „Mit brennender Sorge” Piusa XI groziła kara śmierci, kształtowała się świętość Edith Stein – żydówki, profesjonalnego, oryginalnego filozofa i katolickiej zakonnicy w jednym. Więc przy niemieckich nazistach, a jednym z jej prześladowców był Niemiec, nazista, który odrzucił tradycję katolicką, i jednocześnie jeden z najwybitniejszych filozofów niemieckich XX wieku, Martin Heidegger, jesteście panowie kiepscy trylobitami, a już co najwyżej muszkami owocówkami. Kolejnymi waszymi ojcami duchowymi są oczywiście bolszewicy, najpierw rosyjscy, a później ich polscy kolaboranci. No i co? Dali polskiemu Kościołowi radę?

Nie dali. To zastanówcie się, gdzie wy jesteście z tymi trylobicimi móżdżkami w kontekście takich sił. Nigdzie.

- reklama -


W Polsce od czasów oświecenia żywa była i miała olbrzymi wpływ na kształtowanie się części polskiej elity ideologia masonerii, nawet wśród biskupów. Ale to była elita kulturowa, a potem inteligencja. Otwarta bezbożność, antyklerykalizm uznawane były zawsze za objaw kulturowej niższości, za bolszewizm. Mason i formalny jedynie katolik Gabriel Narutowicz odmawiał w czasie swojej pracy na uniwersytecie w Zurichu grania meczów tenisa w niedzielę, bo to: „chrześcijański kraj”. Albo człowiek wpisuje się w całą tradycję europejską, a ta nie istnieje bez katolicyzmu, a po reformacji także i protestantyzmu, albo jest bolszewikiem (czy określi się jako neomarksista, czy nowa lewica nie ma znaczenia – bolszewia to bolszewia i tak samo skończy. Bankructwem.)

Póki co istnieje w formie kółka wzajemnej adoracji i wsparcia we wzajemnym utwierdzaniu się w złudnym poczuciu przynależności do elit. Skoro w sposób oczywisty nie należy się do elit narodowych, to trzeba umieścić siebie gdzie indziej, na przykład w neomarksistowskiej Europie. Więc uwielbiają przedstawiać się jako lokalna awangarda „europejskości”. Jest w tym odrobina racji; słuchając bełkotu europejskiej lewicy, choćby w europarlamencie, można dostrzec ten sam intelektualny poziom.
Był kiedyś taki szkocki sitkom o drobnym pijaczku, a nosił tytuł Rab C. Nesbitt. Tenże pijaczek w zasadzie posługiwać się monosylabami oraz zestawem burknięć i chrząknięć. Kiedy nastała era tanich lotów udał się na wyprawę do Grecji, all inclusive, a jakże. Po przyjeździe, już pierwszego wieczoru, rozpoczął poszukiwania kompana do spożywania darmowych drinków. Spotkał młodych Brytyjczyków, ale ci go zignorowali nie rozumiejąc ani słowa. Byłby się upijał samotnie, gdyby w pewnej chwili nie odnalazł swojego greckiego lustrzanego odbicia; okazało się, że istnieje uniwersalny europejski język proleta.


To jest właśnie ten wspólny mianownik, który daje kiepskim podstawy, by czuć związek i wierzyć w członkostwo w klubie współczesnych europejskich hord zbuntowanego plebsu, żeby użyć terminu ukutego przez Nicolasa Gomeza Davilę, o którym nasi pretendenci do elity też nigdy nie słyszeli, bo żeby go odkryć, trzeba posiąść umiejętność czytania ze zrozumieniem.

- reklama -


Brak umiejętności logicznego myślenia sprawia szczęśliwie, że owe hordy zbuntowanego plebsu to element dynamiczny, nietrwały, niezdolny do działania. Widać to szczególnie dobrze po aferze z „uciekinierami z Afganistanu”. Nie jest istotne, że oni po pierwsze zupełnie nie trafili w nastroje społeczne – funkcjonuje silne przekonanie o szkodliwości uruchamiania masowej emigracji z Bliskiego Wschodu (głównie lotem z Iraku via Mińsk) do Polski. Nie zauważyli także, że mało kto wierzy w wędrujących Afgańczyków, bo po drodze (najkrótszej) jest Uzbekistan, Kazachstan, Rosja, zbuntowana „Republika Ługańska”, Ukraina, a na koniec Białoruś po zachodnią granicę, choćby trasą na Brześć. To wszystko bez dokumentów, ale z kotkiem. Najzabawniejsze jednak jest to, że oni nie zauważyli, że ich występy zupełnie, ale to zupełnie nie podobają się ich politycznej kreatorce i fundatorce Angeli Markel.


Zgoda na masową migrację z roku 2015 kosztowała Merkel niepodważalną wcześniej opinię niemieckiej Mutter, utratę zaufania w Europie Wschodniej i na południu Europy, niepokoje społeczne w samych Niemczech, a przede wszystkim obciążenie własnego społeczeństwa ludźmi w swojej masie nieprzydatnymi.

Europy nie stać na przyjęcie wszystkich chętnych, a nieprzydatnych, bo systemy: społeczne, opieki zdrowotnej, prawa, obowiązkowej edukacji się załamią, a kiedy się załamią będziemy mieli prześladowania i mit liberalnej Europy upadnie. Masowe prześladowania zrodzą opór prześladowanych, a są to ludzie (np.: Afgańczycy), którzy nie dostawali „pierwszego smartfona”, ale „pierwszego kałacha”. Nowego ktoś im dostarczy (choćby szerokimi trasami przemytu narkotyków) i może się okazać, że społeczeństwo liberalne nie będzie umiało się przed nim obronić z powodu zgnuśnienia i tchórzostwa.

Oczywiście, zawsze jest armia, ale jej morale jest w zasadzie nieznane od wojny. Jaką realną siłą dysponuje dzisiaj Bundeswehra?

W świetle takich zagrożeń otwarta linia kredytowa dana przez Merkel ludziom tak zwanej Koalicji Obywatelskiej może zostać zamknięta. Wielka w tym będzie zasługa Nitrasów, Frasyniuków, Matczaków i innych naszych przaśnych podskakiwaczy pod elitarność. Miejmy nadzieję, że tak się właśnie stanie.

Tomasz Pernak

Autor jest publicystą w tygodniku Warszawska Gazeta

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
reklama spot_img

Ostatnio dodane

ZBRODNIA NIEUKARANA

Uświadommy sobie, że ludzie odpowiedzialni za polityczny flirt z Putinem wrócili właśnie do władzy i służb specjalnych. Trzeba być kimś zupełnie...

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx