Posłanka została załapana na kradzieży torebki. Twierdzi, że to ze stresu, a partyjni koledzy jej bronią. Złożyła jednak rezygnację. Takie rzeczy… nie w Polsce.
Posłanka Golriz Ghahraman z Nowej Zelandii złożyła rezygnację z pełnionej przez siebie funkcji. Wszystko dlatego, że kamery sklepowego monitoringu nagrały ją, gdy próbowała ukraść z wystawy torebkę. Posłanka należy do Zielonych, więc najwyraźniej jak na lewaczkę przystało, ma dość swobodne podejście do własności, zwłaszcza cudzej. W Polsce pewien sędzia, kradnący 50 zł oświadczył, że zabrał pieniądze przez pomyłkę i to w zupełności wystarczyło. Torebka nie banknot, więc posłanka złożyła rezygnację, a swoje postępowanie wyjaśniła… stresem, jaki przeżywa. Szczegółów nie podała, ale biorąc pod uwagę, że należy do Zielonych, zapewne to stres o ślad węglowy pozostawiany przez nadmiar nowozelandzkich owiec. – Specjalista ds. zdrowia psychicznego, z którym się spotykam, twierdzi, że moje ostatnie zachowanie jest zgodne z niedawnymi wydarzeniami, które wywołały reakcję na skrajny stres i są powiązane z wcześniej nierozpoznaną traumą – wyjaśniła posłanka. Oczywiście, los sowicie wynagradzanego parlamentarzysty na całym świecie jest tak ciężki, że można zapomnieć o płaceniu za swoje zakupy. Właściwie to sklep powinien być wdzięczny, że posłanka osobiście chciała go okraść. Taka reklama i to zupełnie gratis!
W obronie koleżanki lojalnie stanął wiceprzewodniczący Partii Zielonych James Shaw. Zdaniem polityka, pochodząca z Iranu polityk od wielu lat zmagała się z groźbami przemocy, a nawet śmierci, co też mogło mieć wpływ na zachowanie kobiety.
Na razie jednak posłanka jest już byłą posłanką. A nad Wisłą pewien poseł podpisał się pod listą uprawniającą go do poborów, choć nie miał do tego żadnych podstaw. Próbę zagarnięcia, było nie było – publicznych pieniędzy skwitował oświadczeniem, że się pomylił. A może, jak to poseł obecnej koalicji rządzącej po prostu nie wiedział, co podpisuje? W każdym razie złapany za rękę na gorącym uczynku nie poniósł żadnych konsekwencji. W Polsce nie wsadza się polityków, którzy kradną, tylko tych, którzy ich łapią. Taka różnica.