Według jednomyślnej opinii ekspertów i obserwatorów, wybory w Berlinie miały skandaliczny przebieg.
Zgodnie z konstytucją RFN, Berlin ma status jednego z 16 krajów związkowych. Mimo że po niedawnych wyborach parlamentarnych toczą się negocjacje o składzie rządu federalnego, otwarte jest pytanie, czy stolica Niemiec będzie musiała powtórzyć głosowanie?
Media przypominają, że 26 września mieszkańcy oddali głosy w jednoczesnych wyborach do Bundestagu, Senatu Berlina i rządu regionalnego oraz w lokalnym referendum. Wyniki głosowania parlamentarnego nie różnią się drastycznie od oficjalnych danych komisji wyborczej. Dlatego, choć zgłoszono naruszenia ordynacji, zdaniem prawników, próby podważenia rezultatów są raczej skazane na niepowodzenie.
Zupełnie inaczej wygląda prawomocność wyborów do Senatu Berlina, podczas których zgłoszono masowe nieprawidłowości, każdy bowiem wyborca musiał wypełnić kilka kart do głosowania i umieścić je w prawidłowej urnie.
Jeśli wyboru tego, czy innego kandydata lub partii, można było dość łatwo dokonać, to pytanie referendalne było zaskoczeniem. Zaproszenia do udziału rozdawano w lokalach wyborczych, a wraz z kartą do głosowania każdy otrzymywał obszerną broszurę z wyjaśnieniami. Sam plebiscyt dotyczył przejęcia na własność miasta osiedli mieszkaniowych z rąk koncernów budowlanych.
Deutsche Welle relacjonuje, że głosujący studiowali broszury w kabinach do głosowania, opóźniając wybory. Na niekorzyść zagrała również pandemia. Ze względów sanitarnych w wielu punktach udostępniono jedynie po dwie kabiny, co wspólnie wywołało horrendalne kolejki. W efekcie na terenie wielu obwodów chętni nie zdążyli oddać głosu przed zakończeniem wyborów o godz.18. Głosowanie przedłużono, jednocześnie ogłaszając wyniki exit polls, które mogły wpłynąć na preferencje uczestników.
Zdaniem obserwatorów partii politycznych nie były to jedyne objawy bałaganu. Długie kolejki ustawiały się również dlatego, że zabrakło kart do głosowania. Komisja wyborcza landu nie spodziewała się tak dużej frekwencji i nie wzięła pod uwagę trudności z wypełnieniem kilku kart. Głosujący, którzy źle postawili krzyżyki, masowo domagali się nowych druków.
– W zasadzie szybkie dostarczenie brakujących kart nie stanowi problemu, jednak organizatorzy nie uwzględnili, że tego samego dnia odbywa się Maraton Berliński. Impreza odcięła wiele ulic i dzielnic metropolii. Śródmieście stolicy zostało w ogóle zamknięte dla ruchu kołowego – skomentowała chaos agencja DPA. Wreszcie podejrzenia wywołał fakt, że w wielu lokalach wyborczych oddano zaskakująco dużo głosów nieważnych, co szczególnie dotyczyło wyborów do Senatu.
Jak wykazują skargi, bałagan zaważył na wynikach głosowania. Ugrupowaniu Lewica (postkomuniści) w dzielnicy Pankow zabrakło do zdobycia mandatu zaledwie 30 głosów. Kandydatowi partii Zielonych, tylko 8.
Media wytykają organizatorom berlińskich wyborów, że od początku zdawali sobie sprawę z ryzyka zamieszenia, jednak nie zrobili w tej sprawie nic. Deutsche Welle zadaje uzasadnione pytanie, czy układ sił politycznych w nowym Senacie byłby inny, gdyby procedura wyborcza przebiegła bez problemów? Jeśli tak, to wybory trzeba powtórzyć, przynajmniej w tych lokalach wyborczych, w których naruszenia były szczególnie rażące. Berliński deputowany Marcel Luthe nazwał głosowanie karykaturą demokracji. Z kolei Partia założona przez znanego satyryka i eurodeputowanego Martina Sonneborna zatrudniło prawnika, zlecając mu odwołanie się od wyników.
Zorganizowało także sieciowy protest pod hasłem – Ponowne Wybory!
– Jak na państwo, które regularnie uczy innych, jak prawidłowo wygląda demokracja, Niemcy popełniły zaskakująco wiele błędów – oświadczył satyryk.
Ja,ja, Deutsche Bestellung. A taki porzundny kraj! No popatrz, popatrz…, kto by pomyślał?
Kiedy Niemcy oddadzą Polsce skradzione obrazy i zapłacą mojej mamie za przymusową pracę w czasie drugiej wojny światowej.